W środę szerokim echem odbiła się decyzja Donalda Tuska o zaakceptowaniu postanowienia prezydenta Andrzeja Dudy o wyznaczeniu sędziego Sądu Najwyższego Krzysztofa Wesołowskiego na komisarza nadzorującego wybór nowego Prezesa Izby Cywilnej.
Fakt ten ściągnął na premiera krytykę ze strony tej części środowiska sędziowskiego, która kwestionowała zmiany wprowadzone w wymiarze sprawiedliwości przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Jak wynika z ustaleń mediów, decyzja w tej sprawie wywołała również konsternacje i zdziwienie w obozie władzy. Chodzi o to, że sędzia Wesołowski trafił do SN na mocy ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa autorstwa PiS. Do sprawy szef rządu odniósł się podczas środowej konferencji prasowej. Przekonywał, że... nastąpił błąd.
Bodnar broni Tuska
W rozmowie w Tok FM Adam Bodnar był pytany, czy premier tym samy "zalegalizował neosędziego w Sądzie Najwyższym". – To jest zarzut nadmierny – odparł minister.
– Pan premier przyznał się do błędu, myślę że to trzeba podkreślić. Rzadko się zdarza, żeby w takiej sytuacji też tak głośnej i mocnej po prostu premier otwarcie powiedział: „tak, przyznałem się do błędu”, a przecież taka deklaracja miała miejsce kilka dni temu – powiedział Adam Bodnar.
Zmiany w Sądzie Najwyższym
Dodał jednocześnie, że czym innym jest kwestia tego, co się stanie z sędziami, którzy zostali powołani przez KRS po 2018 roku. Jak zapewnił, jeszcze w tym tygodniu przedstawi założenia do projektów ustaw, które dotyczyć będą zarówno statusu sędziów, jak i przyszłego Sądu Najwyższego. – Też można powiedzieć, że trzeba też tutaj dokonać pewnej korekty w stosunku do tej ustawy, która została uchwalona przez Sejm, czyli ustawy o KRS – wyjaśnił.
– To, co jest fundamentem tych wszystkich zmian, które będą proponowane, to kwestia weryfikacji statusu sędziów. […] Czy stracą status? Myślę, że proszę poczekać na piątek. To będzie bardzo kompleksowe i bardzo szczegółowe rozwiązanie – dodał.
Czytaj też:
"Ewidentne bezprawie". Duda: Szkoda, że władze Unii Europejskiej tego nie widząCzytaj też:
Lisicki: Nikt nie zaszedł tak daleko w łamaniu prawa jak minister Bodnar