Rok 1992, 9 października. Andrzej Wajda opisuje w swoich notatkach wizytę u Martina Scorsese. "Przyjmuje nas w jadalni w swoim biurze: kilkanaście pokoi na VII piętrze w 5. Alei studio dało reżyserowi do pracy". Wszyscy kochają Scorsese za "Chłopców z ferajny" (1990), ale reżyser nieustannie wraca do innego momentu swej kariery. Ból porażek jest przecież większy niż radość triumfów. "Scorsese opowiada o kłopotach z »Ostatnim kuszeniem Chrystusa«, z którego dystrybutorzy wycofali się w ostatniej chwili. Nie tylko oni: ojciec chłopca, który chodzi z jego 20-letnią córką, Polak, nie wpuścił go do domu" – odnotowuje Wajda.
Ot, kłopot, biografia twórcy "Taksówkarza" powinna nosić tytuł "Naznaczony" – cokolwiek by nakręcił, dokądkolwiek się udał, zawsze dogoni go zgiełk sporów o filmową wersję powieści Nikosa Kazantzakisa. Akuratna czy nieakuratna, urażająca czy niebluźniercza, a może tylko niezrozumiana? Czytałem sporo wywiadów ze Scorsese na temat "Ostatniego kuszenia Chrystusa" i uderzyło mnie, jak często musi się tłumaczyć z tego, że widzowie nie dostrzegli rzeczy, które on uważał za oczywiste; widzieli za to takie, które w ogóle mu do głowy podczas kręcenia nie przychodziły. W takiej sytuacji, bądźmy szczerzy, wina jednak leży po stronie autora, a nie odbiorcy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.