Korwin-Mikke: Grozi nam, że popełnimy ten sam błąd, co w 1939 r.

Korwin-Mikke: Grozi nam, że popełnimy ten sam błąd, co w 1939 r.

Dodano: 
Janusz Korwin-Mikke
Janusz Korwin-Mikke Źródło: PAP / Jakub Kaczmarczyk
Z Januszem Korwin-Mikkem, prezesem partii KORWiN rozmawia Ryszard Gromadzki.

RYSZARD GROMADZKI: Czy jesteśmy na progu trzeciej wojny światowej? Po tym, jak administracja ustępującego prezydenta USA Bidena zgodziła się na wykorzystanie przez Ukrainę rakiet dalekiego zasięgu ATACMS do ataków na cele w głębi Rosji, a z drugiej strony po zaangażowaniu się wojsk Korei Północnej po stronie Rosji wydaje się, że wojna za naszą wschodnią granicą znalazła się w szczególnie niebezpiecznym punkcie.

JANUSZ KORWIN-MIKKE: Skoro tylu analityków przed tym ostrzega, to pewnie jest takie niebezpieczeństwo. To, że Rosja wykorzystuje do walki przeciw Ukraińcom żołnierzy północnokoreańskich, świadczy o tym, że skończyli się ochotnicy gotowi ginąć na froncie. Zamiast ogłosić pobór, Putin zdecydował się wynająć żołnierzy w Korei Północnej. To rozsądne i tańsze rozwiązanie, a jednocześnie dowód na to, że Rosji kończą się rezerwy. Ale to ich problem.

Natomiast co do zagrożenia wojną światową chciałem przypomnieć, że po tym, jak Ukraińcy zaatakowali okręg kurski, Rosjanie szybko odbili 40 proc. utraconego terytorium – tak że te ataki pod względem wojskowym niewiele wniosły. Podobnie rzecz się ma z wykorzystaniem przez Rosję rakiety balistycznej do ataku na miasto Dniepr. To tylko demonstracja siły, pokazanie, że mają takie coś, w co można włożyć głowice nuklearne, i wtedy będzie niedobrze. W aspekcie czysto wojskowym to absurd. Użyto rakiety, która kosztuje 80 mln rubli, a straty związane z jej wykorzystaniem szacowane są na jakieś 40 mln. Jest to zatem zupełnie nieopłacalny interes.

Na razie mamy prężenie muskułów z obydwu stron. Ale sytuacja jest rzeczywiście napięta, bo nigdy w historii nie było tak, że dwa potężne państwa chcą przeprowadzić swoją wolę, a grozi nam wojna atomowa, która może zniszczyć pół planety albo więcej.

Pytanie brzmi: W jaki sposób mocarstwa mają przeprowadzać swoją wolę? Zawsze działo się to tak, że każda z potęg interweniowała w swojej strefie wpływów. Na przykład kiedy Grenada w 1982 r. wybudowała lotnisko, dziwnym trafem nakierowane na Florydę, o długości pasa znaczniej powyżej potrzeb samolotów pasażerskich, to prezydent Reagan nakazał desant marines i zrobił porządek z rządem Grenady i lotniskiem. Jak Kuba sprowadziła rosyjskie rakiety, to Kennedy zagroził wojną światową i Rosjanie się wycofali.

Być może dlatego krótko po tym Kennedy zginął. Obecnie też jesteśmy w punkcie zwrotnym. Za kilka tygodni władzę w USA przejmie nowy prezydent. Donald Trump konsekwentnie zapowiada zakończenie wojny na Ukrainie. Czy eskalacja konfliktu, którą obserwujemy w ostatnich tygodniach, ma związek z tym, że siły, które prą do wojny, kompleks zbrojeniowy, który na niej zarabia, zrobią wszystko, żeby udaremnić plan Trumpa, postawić go w sytuacji bez wyjścia?

Dokładnie tak. Stany Zjednoczone to, jak wiadomo, państwo d…kratyczne, którym rządzą różne lobby. Kontynuacją wojny zainteresowane jest na pewno lobby wojskowe. Jeszcze w okresie, kiedy sekretarzem stanu była pani Clinton, z kręgów wojskowych padały deklaracje o gotowości zniszczenia Rosji w ciągu 25 dni. Z wojny oczywiście żyje kompleks zbrojeniowy. Dlatego informacje o wykorzystaniu przez Ukrainę rakiet ATACMS bardzo cieszą jego przedstawicieli, bo rząd zamówi u nich nowe ATACMS.

Jest wreszcie lobby tzw. neokonserwatystów. Znam to środowisko. Kiedy przebywałem w Ameryce, często z nimi rozmawiałem. To byli socjaliści, w 95 proc. Żydzi. Ludzie mądrzy, bo Żydzi to ludzie mądrzy, którzy przestali wierzyć w socjalizm i stali się konserwatystami. Ale z czasów socjalistycznych pozostały im, powiedziałbym, pewne nawyki operacyjne. W związku z czym wśród konserwatystów istnieją wątpliwości, czy traktować ich jako konserwatystów. Skoro są Żydami, to popierają państwo Izrael, a państwo Izrael prze do wojny, licząc, że w jej wyniku rozwiąże swój największy problem związany z zagrożeniem ze strony Iranu. Nawiasem mówiąc, rzecznikiem tego ostatniego lobby jest pani Anne Applebaum, żona ministra Sikorskiego. Jestem zdumiony, wyrażam najgłębsze oburzenie faktem, że PO traktowała pana Sikorskiego jako swego kandydata na prezydenta.

Co pana dokładnie oburza w ubieganiu się Sikorskiego o nominację Platformy na jej kandydata w wyborach prezydenckich?

Jeżeli na drugi dzień po mianowaniu na szefa brytyjskiego MSZ ten minister przylatuje do Polski i spotyka się z Sikorskim w jego dworku w Chobielinie, a na trzeci dzień pan Sikorski zaczyna żądać, żeby Polska zaczęła strącać rosyjskie rakiety, to najwyraźniej zależność pana Sikorskiego od Wielkiej Brytanii pozostaje silna. Jak człowiek, który chce wtrącić Polskę w wojnę z Rosją, może być ministrem spraw zagranicznych? A czy za PRL był przypadek, by o ważne stanowisko ubiegał się partyjniak mający żonę Żydówkę siedzącą z dziećmi w Związku Sowieckim i mający syna w Armii Sowieckiej?

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Rozmawiał: Ryszard Gromadzki
Czytaj także