Po raz ostatni na temat umowy między Unią Europejską a grupą Mercosur głośno było przed pięcioma laty. Żegnający się wówczas ze stanowiskiem przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker zdołał jeszcze doprowadzić do osiągnięcia porozumienia, które okrzyknięto „największą umową o wolnym handlu w historii”. Fakt ten celebrowano ze szczególną satysfakcją, ponieważ Europa znajdowała się w samym środku wielkiego sporu z Donaldem Trumpem, który nie tylko zawiesił rozmowy na temat umowy handlowej TTIP [Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji – przyp. red.] między UE a USA, lecz także wprowadził rekordowe cła w wymianie transatlantyckiej.
Historyczna umowa czekała już tylko na ratyfikowanie przez Parlament Europejski, lecz w październiku 2020 r. przyjęto w nim specjalną rezolucję stwierdzającą, że umowa nie może zostać przyjęta w pierwotnym kształcie, dlatego konieczne było podjęcie dalszych negocjacji. Te zaś od początku były bardzo trudne i skomplikowane, a jeszcze w 2019 r. Emmanuel Macron miał zagrozić brazylijskiemu prezydentowi Jairowi Bolsonaro, że jeśli wystąpi z paryskiego porozumienia klimatycznego, to cała umowa zostanie całkowicie zerwana.
Po kilku latach rozmowy na temat umowy handlowej znów weszły w fazę decydującą, ponieważ po wyborach do europarlamentu zapewniono już większość potrzebną do ratyfikowania umowy. Europejska Partia Ludowa (w której skład wchodzi Koalicja Obywatelska), od początku będąca głównym rzecznikiem doprowadzenia umowy z krajami Mercosur do skutku, zwiększyła nawet nieznacznie liczbę mandatów. Głównymi czynnikami mobilizującymi do przyspieszenia prac są jednak oczywiście wizja nadciągającej wojny z Donaldem Trumpem oraz spodziewany w związku z tym wzrost poparcia dla „populistów” w innych krajach. Po kolejnych wyborach do unijnego parlamentu ratyfikowanie umowy może być już zwyczajnie niemożliwe.
Francuzi na czele buntu
Wizja ewentualnego szybkiego wprowadzenia w życie porozumienia z krajami Ameryki Południowej wywołała w całej Europie falę protestów. Najbardziej dały one o sobie znać we Francji, która jest największym producentem żywności w całej Unii Europejskiej (ok. 17 proc. wartości całej produkcji we wspólnocie) i dla której utworzono pierwotnie dopłaty rolnicze. Emmanuel Macron wybrał się nawet przy okazji szczytu państw grupy G20 w Brazylii na małe tournée po Ameryce Południowej, aby przekonać tamtejszych przywódców do swoich racji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.