Ludzi Roku ci u nas dostatek. Każde szanujące się gazeta, magazyn, instytucja wręczają stosowną nagrodę. Dawno jednak nie narodziło się tyle kontrowersji wokół Ludzi Roku co w roku bieżącym – wyborczym i niezwykle gorącym politycznie.
Najpierw swojego laureata ogłosiła „Gazeta Wyborcza”. Bronisław Komorowski był pewniakiem do zwycięstwa w wyścigu prezydenckim, ale redaktorzy z Czerskiej uznali, że warto mu trochę dopomóc. Nagroda miała zostać wręczona między pierwszą a drugą turą wyborów, lecz obie strony doszły do wniosku, że byłaby to sytuacja nader niezręczna, i przełożyły ceremonię. Komorowski wybory przegrał, a „GW” została z nagrodą Człowieka Roku niczym ze zgniłym ziemniakiem w dłoni. Ostatecznie odbyło się tylko „kameralne, redakcyjne spotkanie” z odchodzącym prezydentem.
Tym śmieszniejsze były utyskiwania rozmaitych autorytetów na nagrodę Człowieka Roku przyznaną Jarosławowi Kaczyńskiemu podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy. Zaczęto roztrząsać, czy zwyciężył jednogłośnie, czy nie? Czy to wyraz szacunku ze strony polskiego biznesu, czy zwykłego koniunkturalizmu? Gdy Ludźmi Roku zostawali seriami politycy Platformy Obywatelskiej, nikt o koniunkturalizmie nie wspominał. Tym razem laureat okazał się „niesłuszny”, bo – jak naśmiewali się nadworni satyrycy – „przecież nie ma nawet konta w banku”.
A może warto zadać sobie inne pytanie: Skąd takie, a nie inne wybory polskich biznesmenów? Czy przypadkiem nie stąd, że najlepsze interesy nad Wisłą wciąż robi się z państwem? A jeśli Kaczyński będzie niedługo odgrywał w Polsce jedną z najważniejszych ról, to chyba warto zrobić zwrot o 180 stopni? Oj, bardzo warto.