Bratwurststreit – spór o smażoną kiełbaskę – rozgrzał niemieckie media w wakacyjny czas. Złośliwi kpią, że w RFN zamiast używać określenia „medialny sezon ogórkowy”, powinno się od teraz mówić „medialny sezon kiełbaskowy”. Żarty żartami, ale w żadnym innym kraju rywalizacja o to, gdzie znajduje się najstarsza udokumentowana smażalnia kiełbas, nie wywołałaby tylu emocji. Ale tu są Niemcy. Dla naszych sąsiadów zza Odry skwierczący, pachnący węglowym dymem przysmak to ważny element tożsamości i regionalnej dumy. A gdy jeszcze w sporze zejdą się Turyngia z Bawarią, to może być gorąco. Nie tylko od rozgrzanych węgli.
Duma Bawarów
Do niedawna wszystko wydawało się jasne. Za najstarszy, działający nieprzerwanie od ponad 500 lat lokal z kiełbaskową specjalizacją uznawano smażalnię Wurstkuchl na Thundorferstrasse w bawarskiej Ratyzbonie. Jak zawsze wybór odpowiedniego punktu decydował i decyduje do dziś o wzięciu lokalu wśród klientów. A Wustkuchl usytuowano u wejścia na most Kamienny nad Dunajem, czyli w miejscu, którego nie da się ominąć, idąc na ratyzbońską starówkę.
Gospodarze Wurstkuchl (Kiełbasiarnia) chętnie wpadają w historyczny patos. „Tam, gdzie ratyzbońscy kamieniarze i dokerzy zajadali się już w średniowieczu, wiele pozostało niezmienione do dziś: otwarty grill węglowy, domowe kiełbaski z czystej szynki wieprzowej, kiszona kapusta z miejscowej piwnicy oraz słynna musztarda Wurstkuchl, przygotowywana według historycznego przepisu Elsy Schricker” – przechwala się portal kultowego miejsca.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
