Aborcja w Chinach. Między polityką jednego dziecka a kryzysem demograficznym
  • Maria KądzielskaAutor:Maria Kądzielska

Aborcja w Chinach. Między polityką jednego dziecka a kryzysem demograficznym

Dodano: 
Noworodek, zdjęcie ilustracyjne
Noworodek, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Unsplash
Historia aborcji w Chinach to opowieść o państwie, które najpierw kazało kobietom przerywać ciąże, a dziś, gdy demografia zaczęła ciążyć, na nowo zarządza kobiecą płodnością i selektywnie ogranicza dostęp do zabiegów. W obu etapach wspólny mianownik jest ten sam: jednostka się nie liczy. Z perspektywy Pekinu ważny jest wskaźnik, plan, cel polityczny. Matki i nienarodzone dzieci pozostają narzędziem w rękach władzy.

W Chinach aborcja od dekad odgrywała specyficzną rolę społeczną i polityczną. Najpierw stała się elementem przymusu, częścią aparatu kontroli urodzeń, a równocześnie powszechnie dostępną procedurą w państwowym systemie. Dziś, w dobie starzenia się społeczeństwa i dramatycznie niskiej dzietności, te same władze zmieniają kurs i próbują „regulować” płodność w przeciwną stronę. To nie neutralna polityka zdrowotna, lecz inżynieria ludnościowa, w której kobiety i dzieci pozostają środkami do celu. Zjawisko aborcji w Chinach trzeba więc czytać na tle tej ewolucji: od polityki jednego dziecka do pronatalistycznych kampanii, w których państwo nadal chce rządzić nad najbardziej intymnymi decyzjami rodzin.

Dziedzictwo polityki jednego dziecka

Polityka jednego dziecka, wprowadzona pod koniec lat 70. i utrzymana do 2015 roku, naznaczyła całe pokolenia. W praktyce oznaczała nie tylko legalność aborcji, lecz także stosowanie przymusu: urzędowe naciski, przymusowe zabiegi usunięcia ciąży i sterylizacje, sankcje wobec rodzin. Za każdym z tych suchych terminów stoi realny dramat: łzy matek, które nie mogły urodzić upragnionego dziecka, oraz nieobecne w statystykach groby nienarodzonych dzieci, które były usuwane nawet w dziewiątym miesiącu ciąży! Państwo wbiło klin między rodziców a dzieci i zapłaciło za to długiem moralnym, którego rozmiaru nie da się ująć w rubrykach sprawozdań.

Skutkiem ubocznym była fala aborcji selektywnych ze względu na płeć. Tradycyjna preferencja posiadania synów połączona z upowszechnieniem badań prenatalnych przyniosła masową eliminację dziewczynek przed narodzinami. Jeszcze na początku lat 2000. na sto urodzonych dziewczynek przypadało około 118 chłopców, a w 2021 roku wciąż odnotowywano istotną dysproporcję. Efekt? Pokolenie mężczyzn bez szans na założenie rodziny, deformacja rynku małżeńskiego, narastające patologie społeczne. Gdy w 2016 roku dopuszczono posiadanie dwójki, a w 2021 roku trójki dzieci, było już jasne, że skutków moralnych i demograficznych nie cofnie się jednym dekretem. Państwo przez lata ingerowało w prawo rodziców do posiadania dzieci, dziś zbiera gorzkie owoce własnej inżynierii.

Aktualne prawo i praktyka aborcyjna

W Chinach aborcja jest szeroko dostępna i w pierwszym trymestrze realnie wykonywana na żądanie. W drugim trymestrze pojawiają się lokalne ograniczenia i procedury, które władza uzasadnia walką z selekcją płci. Prawo ogólnokrajowe pozostawia wiele w gestii prowincji i szpitali, co tworzy mozaikę praktyk: od szybkich procedur w metropoliach po dodatkowe bariery i komisje w poszczególnych regionach. W jednych placówkach pacjentka usłyszy, że decyduje sama; w innych będzie musiała przedstawiać kolejne zaświadczenia, a nawet mierzyć się z naciskiem, by „przemyśleć decyzję”.

Uderza przy tym nierówność dostępu. Nieletnie w publicznych szpitalach zazwyczaj potrzebują obecności opiekuna prawnego, co spycha część młodych dziewcząt do prywatnych klinik: droższych i mniej przejrzystych. Kobiety niezamężne częściej słyszą, że zabieg „na życzenie” nie podlega refundacji, podczas gdy interwencje zgodne z preferencją państwa – niegdyś „ponad limit”, dziś „ze wskazań medycznych” – bywają finansowane. Nie jest to spójna ochrona zdrowia, tylko sterowanie zachowaniami prokreacyjnymi. Państwo decyduje, na co łoży i czego nie ułatwia, a rachunek płacą najsłabsi.

Skala zjawiska: statystyki aborcji

Chiny od lat należą do państw z najwyższą liczbą aborcji. Jeszcze w 2015 roku mówiono o około 13 milionach zabiegów rocznie, w ostatnich latach liczba ta spadła do ponad 9 milionów. Nawet jeśli krzywa opada, bilans pozostaje dramatyczny: to miliony istnień, których nie było dane przyjść na świat, i miliony matek, które ten ciężar uniosły często w samotności. W latach 2015–2019 współczynnik aborcji szacowano na około 49 na 1000 kobiet w wieku rozrodczym. To jeden z najwyższych wskaźników na świecie.

W tle stoją nie tylko kwestie obyczajowe i ekonomiczne, lecz także uboga edukacja seksualna i realne braki w dostępie do nowoczesnej, bezpiecznej antykoncepcji poza wielkimi miastami. Przez lata aborcja bywała traktowana jako „remedialna” metoda kontroli płodności. To dramatyczne świadectwo tego, jak państwo potrafi zaniedbać kulturę odpowiedzialności oraz wsparcie dla macierzyństwa i rodziny, a w zamian oferuje szybki zabieg: dziś zniechęcany, jutro promowany, zależnie od tabelki w ministerstwie.

Polityka rządu i nowe regulacje

Zmiana priorytetów demograficznych nie przyniosła gwarancji szacunku dla kobiety i dziecka – przyniosła nową falę sterowania. Gdy okazało się, że zniesienie limitów urodzeń nie odwraca trendu, państwo zapowiedziało „ograniczenie aborcji z powodów niemedycznych”. Z jednej strony pojawiły się hasła o edukacji, profilaktyce i „zdrowiu reprodukcyjnym”. Z drugiej, konkretne narzędzia: ograniczanie sprzedaży środków poronnych przez internet, dodatkowe wymagania po 14. tygodniu, a w niektórych placówkach praktyki żądania zgody męża na zabieg u zamężnych pacjentek.

Władza jednocześnie intensywnie „komunikuje ryzyka” aborcji, bywa, że w sposób przesadzony, i sprowadza debatę do technicznego problemu „redukcji zbędnych zabiegów”. Tymczasem nie chodzi o matematykę, lecz o etykę. Państwo, które wczoraj wymuszało aborcje, dziś stara się je ograniczać nie po to, by oddać kobiecie i dziecku należną godność, lecz by zwiększyć liczbę urodzeń. Kierunek się odwrócił, metoda pozostała: sterowanie życiem rodzinnym z poziomu administracji.

Społeczne podejście do aborcji w Chinach

Chińskie społeczeństwo bywa wobec aborcji pragmatyczne, co częściowo wynika z kultury, w której debata o życiu nienarodzonym nie była naznaczona religijnym językiem obrony najsłabszych. Przez dekady władza normalizowała zabieg jako element „planowania rodziny”, a presja otoczenia potrafiła spychać kobiety na zabiegowy stół bez realnej alternatywy. To nie znaczy, że nie ma cierpienia. W internecie krążą świadectwa młodych Chinek opisujących żal, poczucie winy i dramatyczne konsekwencje decyzji podjętych w pośpiechu lub pod naciskiem. W tych opowieściach, często anonimowych, bo cenzura nie lubi tematów wymykających się oficjalnej narracji, wybrzmiewa to, czego państwu nie uda się zagłuszyć: sumienie i pragnienie, by życie, także to nienarodzone, traktować poważnie.

Coraz głośniejsze są również głosy kobiet, które sprzeciwiają się kolejnemu etapowi manipulacji, tym razem pronatalistycznej. Jedne mówią o prawie do samostanowienia, inne domagają się realnego wsparcia dla matek i rodzin: mieszkań, żłobków, stabilnej pracy, szacunku dla macierzyństwa. Konserwatywna intuicja podpowiada, że odpowiedzią na kryzys demograficzny nie jest przymus ani administracyjne „popychanie” kobiet w jedną czy drugą stronę, lecz odbudowa kultury życia: poszanowanie godności kobiety, ochrona dziecka i wzmocnienie rodziny. Tego państwowa narracja wciąż nie potrafi powiedzieć: woli liczyć, porównywać i zarządzać.

Chiny weszły w nową fazę sporu o aborcję. Najpierw aparat partyjny zmuszał kobiety do przerywania ciąży w imię „postępu”, dziś to samo państwo ustawia nowe bariery i kalkuluje, ile dzieci „musi” się urodzić, by podtrzymać wzrost. W obu odsłonach brakuje jednego: szacunku dla godności osoby. Kobiety ani dzieci nie są w tej opowieści naprawdę ważne. Ważny jest cel rządu. Trzydzieści lat temu urzędnicy państwowi z zimną krwią mordowali nienarodzone dzieci, gdy stawały na drodze rygoru jednego dziecka, a dziś zmuszają do urodzeń za wszelką cenę. Konserwatywna odpowiedź brzmi prosto: życie nie jest materiałem do państwowych eksperymentów, a rodzina nie powinna być poligonem inżynierii demograficznej. Dopóki logika planu dominuje nad dobrem matki i dziecka, Chiny będą leczyć demografię kosztem człowieka.

Czytaj też:
Japonia: Starzejące się społeczeństwo, inflacja i strach przed wojną


Dołącz do akcjonariuszy Do Rzeczy S.A.
Roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły: platforma.dminc.pl


Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także