"Paliwo do pełna". Były wiceminister walczy w sądzie o umorzenie sprawy

"Paliwo do pełna". Były wiceminister walczy w sądzie o umorzenie sprawy

Dodano: 
Bartłomiej Ciążyński
Bartłomiej Ciążyński Źródło: PAP / Albert Zawada
W piątek przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu zapadnie decyzja, czy sprawa byłego wiceministra sprawiedliwości trafi na wokandę czy zostanie umorzona.

Chodzi o głośną aferę z udziałem Bartłomieja Ciążyńskiego, byłego wiceministra sprawiedliwości i wrocławskiego radnego Lewicy. Polityk i jego obrońca złożyli wniosek o umorzenie postępowania w głośnej aferze nazwanej przez media "paliwem do pełna" – informuje Wirtualna Polska.

Służbowy samochód na prywatnym urlopie

Według ustaleń prokuratury, w maju 2024 r. Ciążyński objął stanowisko w Polskim Ośrodku Rozwoju Technologii (PORT), instytucie należącym do Sieci Badawczej Łukasiewicz. Wraz z funkcją otrzymał do dyspozycji służbowy samochód i kartę paliwową. Problem pojawił się, gdy na początku lipca polityk został powołany na stanowisko wiceministra sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska, a kilka dni później udał się na urlop z rodziną do Słowenii. Jak ustaliła prokuratura, podczas tego wyjazdu korzystał ze służbowego auta i płacił za paliwo kartą przypisaną do PORT, mimo że nie miał prawa do korzystania z tych zasobów w celach prywatnych.

Śledczy zarzucają mu przekroczenie uprawnień i doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem na kwotę 4619 zł. W tej sumie zawarto koszt co najmniej ośmiu tankowań oraz zakup płynu do spryskiwaczy.

Grozi mu nawet 10 lat więzienia

Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu skierowała akt oskarżenia do sądu pod koniec 2024 r. Zarzuty wobec byłego wiceministra są poważne – za przekroczenie uprawnień i oszustwo grozi kara od roku do 10 lat pozbawienia wolności. Sam Ciążyński nie przyznaje się do winy. W śledztwie tłumaczył, że podpisał dokumenty dotyczące zasad korzystania ze służbowych aut, ale – jak twierdzi – nie zapoznał się z nimi dokładnie i był przekonany, że może używać samochodu w prywatnych celach.

"Prokuratura podejrzewa mnie o oszustwo, ale czyn taki polega na umyślnym wprowadzeniu kogoś w błąd (...), podczas gdy ja sam byłem w błędzie i tym bardziej nikogo w błąd nie wprowadzałem" – pisał na Facebooku. W rozmowach z dziennikarzami zapewniał, że za paliwo zapłacił z własnych środków, choć dowodów nie przedstawił. Zapowiadał, że zwróci pieniądze do kasy instytutu, tłumacząc całe zdarzenie "brakiem doświadczenia w korzystaniu ze służbowych aut".

Polityczne konsekwencje i presja opinii publicznej

Afera wybuchła w lipcu 2024 r. po publikacji Wirtualnej Polski. Wówczas Ciążyński, pełniący funkcję wiceministra zaledwie od kilku dni, podał się do dymisji. Nowa Lewica, z której się wywodzi, odcięła się od jego działań, ale nie usunęła go z partii. – Sprawa budziła słuszne oburzenie, również w partii, ale dopóki wyrok nie zapadnie, obowiązuje domniemanie niewinności – mówił rzecznik ugrupowania Łukasz Michnik.

Choć akt oskarżenia trafił do sądu pod koniec ubiegłego roku, proces wciąż się nie rozpoczął. Do tej pory odbyło się siedem posiedzeń niejawnych, a wyznaczone na 10 października posiedzenie dotyczy wyłącznie rozpatrzenia wniosku o umorzenie sprawy.

Czytaj też:
"Jestem niewinny". Były wiceminister odpiera zarzuty
Czytaj też:
Minister pojechała rządową limuzyną do apteki? Tak się tłumaczy


Inwestuj w wolność słowa.
Akcje Do Rzeczy + roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły: platforma.dminc.pl


Źródło: Wirtualna Polska
Czytaj także