Bartłomiej Ciążyński jest oskarżony o to, że od 2 czerwca 2024 r. do 28 lipca 2024 r. we Wrocławiu, będąc funkcjonariuszem państwowym, korzystał ze służbowego samochodu do celów prywatnych, przez co przekroczył swoje uprawnienia.
Polityk Lewicy pracował wówczas w Sieci Badawczej Łukasiewicz PORT (Polski Ośrodek Rozwoju Technologii). W akcie oskarżenia wskazano, że korzystając z samochodu służbowego, Ciążyński doprowadził instytucję do "niekorzystnego rozporządzenia mieniem" w kwocie ponad 4,6 tys. zł.
Ponadto, zdaniem prokuratury, były wiceminister sprawiedliwości miał, używając służbowej karty flotowej, co najmniej ośmiokrotne zatankować auto do celów prywatnych i kupić płyn do spryskiwaczy.
Ciążyński nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Grozi mu od roku do 10 lat więzienia – poinformowała w piątek rzecznik prasowa wrocławskiej prokuratury Karolina Stocka-Mycek.
Były wiceminister odpiera zarzuty
Pod koniec listopada Bartłomiej Ciążyński zamieścił w mediach społecznościowych wpis, w którym odniósł się do całej sytuacji. Przekonywał, że poniósł już konsekwencje swojego błędu. Były wiceminister sprawiedliwości podkreślił, że złożył w prokuraturze obszerne wyjaśnienia, "niczego nie ukrywając ani nie zatajając". Tłumaczył, że oszustwo polega na umyślnym wprowadzeniu kogoś w błąd, podczas gdy w kwestii tankowania za publiczne pieniądze to on był w błędzie. W sprawie drugiego zarzutu – przekroczenia uprawnień – wyjaśnił, że "przekroczenie musi dotyczyć działalności służbowej, podczas gdy moja praca i związane z nią kompetencje nie polegały na kierowaniu samochodem i jego rozliczaniu".
"Spadła na mnie i bliskich niewyobrażalna fala hejtu i gróźb, mogę – bez żadnej przesady – powiedzieć, że mamy do czynienia z infamią, a mówiąc bardziej po dzisiejszemu tzw. kulturą cancelingu (kasowania). Mierzę się z tym każdego dnia, w każdym aspekcie życia" – napisał Ciążyński.
Czytaj też:
Minister pojechała rządową limuzyną do apteki? Tak się tłumaczy