Zmarł Björn Andrésen. Wydaje się, że to imię i nazwisko jest powszechnie nieznane. A jednak ponura wiadomość, która obiegła media pod koniec października bieżącego roku, wywołała w Internecie rezonans. Andrésen przypuszczalnie bowiem pozostałby postacią całkowicie zapomnianą, gdyby nie został cztery lata temu przypomniany. Zrobiło to dwoje szwedzkich reżyserów: Kristina Lindström i Kristian Petri. Nakręcili oni film dokumentalny „Najpiękniejszy chłopiec świata”, o którym zresztą było głośno podczas jednej z edycji warszawskiego festiwalu Millennium Docs Against Gravity.
Produkcja ta ujawnia bardzo trudne doświadczenia, przez które przeszedł Andrésen. Ten urodzony w roku 1955 aktor i muzyk ze Szwecji jako 15-latek zagrał w obsypanej nagrodami ekranizacji głośnej noweli Thomasa Manna „Śmierć w Wenecji” w reżyserii Luchina Viscontiego (dzieło to miało premierę w roku 1971). Zapowiadała się zatem imponująca kariera.
A jednak nic z niej nie wyszło. Andrésen w dorosłym życiu po prostu się stoczył. Nadużywał alkoholu. Funkcjonowanie w społeczeństwie nastręczało mu problemów. Spotkała go też tragedia. W latach 80. stracił dziewięciomiesięcznego syna. Lekarze zdiagnozowali u dziecka nagłą śmierć łóżeczkową. W dokumencie, który zrealizowali Lindström oraz Petri, Andrésen opowiedział o okolicznościach zdarzenia: przebywał z synem sam w domu, był pijany i stracił kontakt z rzeczywistością. Relacjonując przed kamerą to, co się stało, stwierdził, że gdyby nie spożył alkoholu, dziecko by żyło.
Główny wątek „Najpiękniejszego chłopca świata” dotyczy jednak okresu, w którym Andrésen został zrekrutowany do udziału w fabule Viscontiego. Z dokumentu można wnioskować, że to właśnie wtedy wydarzyły się sytuacje, które odcisnęły się silnym piętnem na psychice Szweda. O co dokładnie chodzi?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
