Trudno nie czuć Schadenfreude, gdy widzi się wpadających w panikę ludzi przemądrzałych i zadufanych. Tak jak np. czołówkę redaktorstwa tygodnika „Polityka”. Tygodnik właśnie ogłosił czerwony alert – stan najwyższego zagrożenia: PiS wraca do władzy!
Nic to, że do wyborów parlamentarnych jeszcze ponad dwa lata. Nic to, że po drodze wybory europejskie i samorządowe, więc wszystko może się zmienić. Redaktorstwo z „Polityki” przestrzega i szuka szans na ratunek. I więcej to mówi o tygodniku niż o sytuacji politycznej. Bo powody do paniki – czy też euforii po drugiej stronie – są zbyt wczesne. Jednak fakt, że tygodnik boi stać się pismem opozycyjnym, i że lepiej się czuje jako organ władzy, jest znaczący.
Duo Władyka-Janicki pisze o kłopocie z Donaldem Tuskiem i apeluje do Bronisława Komorowskiego, aby ten podjął się ratowania PO. Sam język tego tekstu jest wart osobnej analizy. To styl dworaków, którzy mają wiedzę na temat podziałów wewnątrz obozu władzy, ale boją się ją wyjawić pospólstwu. Stąd opisy w trybie zwanym coniunctivem z kluczowym słówkiem „jeżeli”. Tak więc „niektórzy działacze PO widzieliby”, „reelekcja nie byłaby”, „gdyby wystąpiły secesje … Komorowski mógłby”. Itp. itd. nowa salonowa wersja mowy „wicie rozumiecie”.
Ciągnie się ten tekst przez dwie strony do puenty, która właściwie wystarczy za całość. To wezwanie do prezydenta, aby nie stał, nie czekał, pomógł: „być może właśnie na niego spadnie kluczowe w tej chwili dla całej rządzącej formacji zadanie, czyli wytłumaczenie wyborcom, że karanie Platformy i leczenie kraju Kaczyńskim przypomina ucinanie głowy, żeby zęby nie bolały”. Czyli w wersji ad usum delphini: PiS jest dziki, PiS jest zły, PiS ma bardzo ostre kły.
Tak w ogóle z tekstu Władyki-Janickiego wynika, że kraju dzieje się całkiem dobrze, tylko nastrój społeczeństwa jest kiepski. Wystarczy jednak odwrócić jedna kartkę, aby przeczytać tekst pt. „Ofiary dobrego pasterza” i zrozumieć, co znaczy pojęcie „dysonans poznawczy”. – Polityce ciepłej wody w kranie towarzyszy zimny prysznic dla podatników – pisze autorka. Jej artykuł to wyliczanka wszystkich pomysłów Ministerstwa Finansów – bez wyjątku podwyższania podatków – i ich fatalnych skutków dla społeczeństwa. Także gospodarki, czyli np. spadku konsumpcji wskutek wywindowania stawki VAT. MinFin pracuje nad następnymi niespodziankami typu opodatkowanie firmowych paczek bożonarodzeniowych (to słowo w laickiej „Polityce” zostało zastąpione określeniem – pod choinkę) dla dzieci pracowników, czy odprowadzeniem podatku od stojących w firmach automatach z kawą i herbatą.
Wyliczanka jest dłuższa, prowadzi do depresji połączonej z nienawiścią wobec obecnej władzy. Zatem autorka zachowała rewolucyjną czujność i na koniec wezwała władzę, żeby ta nie strzygła swoich, ale innych. Konkretnie tych, którzy nigdy nie będą „swoi” i są antysystemowi. Czyli dołożyć Kościołowi, nawet jeśli prowadzi działalność charytatywną i rolnikom. Niech znikną i przestaną zawadzać na drodze postępu!
A co w „Wyborczej”? Też alert. Antykościelny (chciałoby się zażartować, że to tak dla odmiany, ale ktoś może nie złapać konwencji). Episkopat domaga się, naciska i żąda. Spotkania z kimś z MEN, aby dowiedzieć się, czy jest szansa na to, aby na maturze można byłoby zdawać religię, tak jak można zdawać wiedzę o tańcu. MEN się miga, a „Wyborcza” idzie w sukurs tej heroicznej postawie. Kler też jest dziki, zły i ma bardzo ostre kły.