Nie wiem, jak wielki był udział tabloidów, a mamy ich w Polsce bez liku, w katastrofie smoleńskiej, ale z pewnością nie zerowy – w końcu gdyby nie napuszczały Polaków na polityków, którzy zamierzali kupić nowoczesne samoloty dla polskich VIP-ów, nasza elita poleciałaby do Smoleńska lepszą maszyną, zamiast archaicznym tupolewem, i może w związku z tym nie doszłoby do tej niebywałej tragedii – śmierci 96 wybitnych Polaków, na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim, jego żoną Marią i całym dowództwem polskiego wojska.
A teraz znowu tabloidy zaszczuły polityków, tym razem PiS, którzy pod ich presją wycofali się z pomysłu podniesienia pensji prezydentowi, premierowi, ministrom, wiceministrom, posłom i senatorom. W ten sposób po raz kolejny polskie dziadostwo wzięło górę nad racjonalnością, a na efekty obowiązywania w naszej polityce selekcji negatywnej nie trzeba będzie długo czekać. Właściwie w ogóle nie trzeba czekać, bo pensje polityków ani drgnęły od 2008 r., więc nie powinno być dla nikogo tajemnicą, że w kolejce do rządzenia nami ludzi wartościowych raczej ubywa, niż przybywa.
Kto bowiem, mając do wyboru ciekawe propozycje z prywatnych firm (a mówimy o ludziach wybitnych, którzy nie cierpią na brak ofert pracy), zdecyduje się na służbę publiczną, jeśli do wielu czynników, które do tego zniechęcają (wodzowski charakter partii, konieczność poddania się kontroli mediów itp.), trzeba dorzucić także te, delikatnie mówiąc, nie najwyższe zarobki (nie najwyższe z punktu widzenia ludzi wybitnych, o których mówimy)? Tak czy owak najzdolniejsi z najzdolniejszych Polaków jakoś nie pchają się do rządzenia naszym państwem, a przecież właśnie na tym powinno nam zależeć.
Dlatego by to zmienić, trzeba działań naprawdę zdecydowanych. Trzeba podnieść pensję premiera Polski np. do 100 tys. zł (i odpowiednio gaże ministrów i wiceministrów). Niestety, prezes PiS wystraszył się, mimo że chciał podwyższyć płacę szefa rządu z obecnych 16 tys. do zaledwie 24 tys. zł. Myli się więc Jarosław Kaczyński, powtarzając, że w Polsce rządzi suweren, czyli naród. W Polsce od dawna rządzą tabloidy, które się pod suwerena podszywają, a politycy nie mają odwagi tego zdemaskować. I wyjaśnić Polakom, że wydatki na wyższe pensje rządzących szybko się im zwrócą, i to po wielokroć, bo będą nimi rządzić ludzie lepiej do tego przygotowani, lepiej wykształceni i odporniejsi na korupcyjne pokusy.
Jednak oczywiście znacznie łatwiej byłoby przekonać podatników do tej operacji, gdyby ich zapewnić, że w krótkim czasie liczba etatów ministrów, wiceministrów, posłów, senatorów itd. spadnie np. o połowę. W końcu wskutek podwyżek płac mniej zdolnych i pracowitych zastąpią z czasem zdolniejsi i pracowitsi. A każdy z nich bez trudu zastąpi dwóch obecnych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.