Zalewska stwierdziła, że w obecnym systemie edukacji "możliwości i potencjał zostały wykorzystane". – Nikt już nie rozumie struktury tego wynagrodzenia. Wielokrotnie próbowałam podejmować próby dyskusji, które dodatki powinny zostać, które powinny być w zasadniczym wynagrodzeniu – zaznaczyła. – Stąd bierze się irytacja nauczycieli, że te dodatki kształtowane przez samorząd, bo samorząd ustala pensje nauczyciela, są tak dalece zróżnicowane, że czasami rozdźwięk między zarobkami wynosi tysiąc, dwa tysiące złotych – dodała.
Szefowa MEN została także zapytana o swoją nieobecność podczas negocjacji oraz w mediach. Anna Zalewska stwierdziła jednak, że wydawało się jej, iż w ostatnim tygodniu było jej wręcz za dużo. – Dzielimy pracę z ministrem Kopciem. On bezpośrednio odpowiada za Centralną Komisję Egzaminacyjną, za przeprowadzenie egzaminów i za nadzór nad kuratoriami. Tam w tej chwili koncentruje się największa praca. Podpisaliśmy porozumienie i od rana do wieczora z ekspertami, z pracownikami po prostu piszemy przepisy. Trzeba się spieszyć. Do końca czerwca powinny być podpisane przez prezydenta Andrzeja Dudę – tłumaczyła.
Anna Zalewska zapytana o to, ile osób zgłosiło się w tym momencie do pomocy przy egzaminie gimnazjalnym, odpowiedziała, że jest to "kilka tysięcy osób". – Mamy sygnały dobre, tzn. że dyrektorzy nawet w szkołach, w których odbywa się strajk, jednak organizują się w taki sposób, żeby egzaminy się odbyły – mówiła.
twitterCzytaj też:
Szkoła podległa ZNP nie strajkuje. Powód jest banalnie prostyCzytaj też:
Andrzej Duda zabrał głos ws. strajku nauczycieli