W ubiegłym tygodniu weszły w życie nowe przepisy Ministerstwa Infrastruktury dotyczące przedsiębiorców, którzy oferują przewóz towarów samochodami do 3,5 tony. To firmy przewozowe wykorzystujące busy i tzw. dostawczaki, które wożą towary na terenie Unii Europejskiej.
Polska została zmuszona do wprowadzenia nowych regulacji, bo cała UE postanowiła trochę ucywilizować ten rodzaj transportu. Nie bez potrzeby.
W porównaniu z firmami przewożącymi towary samochodami ciężarowymi, właściciele dostawczaków mogli pozwolić sobie naprawdę na wiele. Do tej pory np. kierowcy takich pojazdów nie muszą rejestrować czasu pracy. Tajemnicą poliszynela jest, że wysyłani są często w kilkunastogodzinne trasy. W ten sposób stanowią niezdrową konkurencję dla bezpieczniejszego przewozu.
Rozporządzenie zawarte w unijnym Pakiecie Mobilności wymusiło nakaz dla firm busiarskich na uzyskiwanie zezwoleń na wykonywanie zawodu przewoźnika drogowego oraz posiadania licencji wspólnotowej. Dziwnym trafem polskie przepisy, które zaczęły obowiązywać od ubiegłego tygodnia (21 maja), poszły dużo dalej niż musiały. I tak się składa, że osobiste korzyści odniosą z tego urzędnicy z Departamentu Transportu Drogowego, który w resorcie infrastruktury przygotował zmiany w prawie.
Komisja urzędników dorobkiewiczów
Żeby uzyskać zezwolenie na wykonywanie zawodu przewoźnika drogowego, trzeba zdać egzamin na Certyfikat Kompetencji Zawodowych Przewoźnika. Unijne rozporządzenie (1071/2009 zmienione Pakietem Mobilności) dawało możliwość zwolnienia sporej części zarządzających busami z takiego egzaminu – tych, którzy mieli takie firmy co najmniej od 10 lat. W Polsce przepis zobowiązał do uzyskania certyfikatu wszystkich. Takich firm według szacunków resortu jest ok. 20 tysięcy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.