Pracowałem kiedyś, w nieistniejącym już „Życiu”, z fenomenalnym człowiekiem. Na imię miał Arezki i był algierskim Berberem. Właśnie tak: Berberem, a nie Algierczykiem, co sam bardzo mocno podkreślał, wyjaśniając, że dumni Berberowie są na punkcie swojej odrębnej tożsamości mocno uczuleni. Arezki mieszkał wtedy w Polsce już od dawna, bo przyjechał na studia jeszcze w czasach PRL. Mówił znakomicie po polsku, choć z wyczuwalnym obcym zaśpiewem. Mówił też oczywiście po francusku i angielsku. Polskim posługiwał się tak dobrze, że bez problemu redagował prasowe teksty, a zdarzało się, że poprawiał polskich dziennikarzy.
Razu pewnego siedzieliśmy na wieczornym dyżurze redakcyjnym, w tle zaś włączony był telewizor z wyciszonym dźwiękiem. W pewnym momencie na ekranie pojawiły się pierwsze sceny dobrze mi znanego filmu. Postanowiłem Arezkiego przetestować i zapytałem, czy wie, jaki to film. Arezki rzucił tylko okiem na ekran i odparł: „No jak to? »Wesele« Wajdy”.
Kiedy myślę o tym, jakiej integracji imigrantów bym sobie w Polsce życzył, mój dawny kolega zawsze przychodzi mi do głowy jako wzór. Gorzka ironia w tym, że Rzeczpospolita potraktowała go najgłupiej, jak się da. Gdy Arezki wraz ze swoją małżonką – zresztą Ukrainką – zaaplikował o stały pobyt w Polsce, dostał odmowę. Bo tak. A że nie chciało mu się już odwoływać – wcale się nie dziwię – wziął połowicę i wyemigrował do Kanady, gdzie, mam nadzieję, żyje sobie szczęśliwie do dziś. Polska straciła w ten sposób potencjalnego obywatela, który pracowałby na jej PKB, odprowadzał podatki i był lojalny, a który zarazem sam wykonał już całą pracę integracyjną i był w duchu bardziej Polakiem niż wielu formalnie polskich obywateli. Szkoda.
Natychmiast też pomyślałem o Arezkim, gdy przeczytałem tekst mojego redakcyjnego kolegi Rafała A. Ziemkiewicza „Polska nie tylko dla Polaków” („Do Rzeczy” nr 37/2022). Rafał stawia w tekście kilka mocno dyskusyjnych tez, niektórych zaś spraw upiera się nie dostrzegać. Generalnie zgadzamy się z pewnością co do tego, że kontrolowana i odpowiednio dobrana imigracja w pewnym rozmiarze nie jest zła. Na tym jednak pole zgody się kończy.
Nic się już nie da zrobić?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.