Afera z chińską policją w Niemczech wybuchła w niesprzyjających dla rządu Olafa Scholza okolicznościach. Kanclerz peregrynuje do Państwa Środka z niesłychaną świtą, a tu media rozpisują się o „policyjnych centrach” ChRL w Holandii i w Niemczech. Prasa w Holandii donosi o dwóch chińskich placówkach policyjnych w Rotterdamie i Amsterdamie, działających nielegalnie, bez zgody rządu w Hadze, a których celem jest inwigilacja chińskich dysydentów, którzy opuścili swą narodowo-komunistyczną ojczyznę. Haga zadziałała wyjątkowo szybko. – Chiny muszą zamknąć swe biura policyjne w obu miastach – stwierdził szef holenderskiej dyplomacji w Hadze, Wopke Hoekstra. Jak podała agencja informacyjna ANP, minister poinformował o tym ambasadora ChRL, Zhang Juna.
Chińskie macki
Zgodnie z podaną do publicznej wiadomości informacją organizacji praw człowieka z siedzibą w Madrycie, Safeguard Defenders, chińskie placówki policji, w liczbie 54, działają w 30 krajach na pięciu kontynentach, a ich celem jest realizacja zamierzeń Pekinu za granicą. Czerwone Chiny doskonale zdają sobie sprawę z indolencji tzw. liberalnych demokracji, realizując swe polityczne cele podobnie do wszelkich zagranicznych placówek ZSRS w latach międzywojennych, operujących wówczas w znacznie trudniejszych warunkach. Tymczasem „chińska policja urządza w Niemczech polowanie na dysydentów niemalże na oczach wszystkich” – powiedział w rozmowie zN-tv.de Yang Weidong, mieszkający od kilku lat w Niemczech chiński filmowiec dokumentalista.
On sam – a także jego żona – byli nachodzeni przez pracowników ambasady czy konsulatów ChRL, a także przez tzw. chińskich studentów. Weidong wielokrotnie informował o tych incydentach niemiecką policję, lecz – jak mówił w wywiadzie z cytowanym portalem – „jest ona bezradna”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.