Dedolaryzacja, której nie ma

Dedolaryzacja, której nie ma

Dodano: 
Pieniądze. Zdjęcie ilustracyjne
Pieniądze. Zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay
Im bardziej państwa chcące obalić dyktat USA w zakresie walutowym odgrażają się, że już niebawem obalą dominację dolara, tym mniej wskazuje na to, że kiedykolwiek się im to uda.

Jeśli kwestii zrzucenia dolarowego jarzma poświęca się kolejne spotkanie grupy państw z bloku BRICS, to z pewnością nie można jej lekceważyć. Piętnasty już szczyt zorganizowany w tym roku w Johannesburgu stał pod znakiem rozmów poświęconych temu, w jaki sposób współpracujące ze sobą państwa mogłyby zwiększyć zakres wzajemnych rozliczeń z pominięciem dolara oraz stworzyć architekturę zupełnie nowego systemu finansowego. Rosyjskie media przekonywały nawet, że 24 sierpnia, czyli ostatniego dnia szczytu, miała zostać zaprezentowana zupełnie nowa, wspólna waluta państw członkowskich bloku. Tego rodzaju rewelacje okazały się oczywiście fake newsem, niemniej jednak przemawiający za pośrednictwem internetowego łącza Władimir Putin mówił buńczucznie o „nieodwracalnym procesie dedolaryzacji”.

Wojna psychologiczna

Retoryka wieszcząca rychły upadek amerykańskiej waluty stała się w ostatnim czasie jednym z głównych elementów wojny psychologicznej toczonej przez największe mocarstwa świata. Nie będąc w stanie zaszkodzić sobie w bezpośrednim starciu na polu bitwy, przeciwnicy starają się przynajmniej nastraszyć drugą stronę wizją destrukcji jej gospodarczych fundamentów. Stany Zjednoczone wraz z całym Zachodem wdrażają więc politykę „decouplingu”, choć pełne zerwanie gospodarczych więzów z Chinami jest dziś zwyczajnie niemożliwe. Środkiem odwetowym Państwa Środka i jego sojuszników jest natomiast budowanie coraz rozleglejszej sieci międzynarodowych rozliczeń pomijających dolara, jednakże i w tym wypadku do zrzucenia dolara z tronu brakuje jeszcze bardzo, bardzo wiele. Czysto teoretycznie rosnący w siłę blok państw BRICS można by rozpatrywać w kategoriach śmiertelnego zagrożenia dla amerykańskiej waluty.

Miniony szczyt zakończył się nawet wystosowaniem oficjalnego zaproszenia do członkostwa dla Egiptu, Iranu, Arabii Saudyjskiej, Argentyny, Etiopii oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Po rozszerzeniu łączny PKB całej grupy ma osiągnąć ok. 30,8 bln dol., co będzie stanowiło 29,3 proc. całego światowego PKB. A jakby tego było mało, chęć przystąpienia wyraża obecnie nawet 40 państw z całego świata.

Cały artykuł dostępny jest w 46/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Autor: Jakub Wozinski
Czytaj także