Według money.pl, jedną z przyczyną pogłębiającej się luki są szybko rosnące wynagrodzenia w sektorze ochrony zdrowia.
Od kilku lat działa tzw. ustawa nakładowa, która nakazuje zwiększanie wydatków na ochronę zdrowia w relacji do PKB, docelowo do 7 proc. Jednocześnie funkcjonuje ustawa o wynagrodzeniach pracowników zawodów medycznych. Zakłada ona wzrost wynagrodzeń, "a to powoduje, że znaczna część pieniędzy na zdrowie idzie na podwyżki". "Tylko w ostatnich dwóch latach skutki finansowe dla NFZ wdrażania ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych w latach 2022-2024 wyniosły prawie 80 mld zł" – portal cytuje notatkę z posiedzenia Rady NFZ z początku października.
– 90 proc. środków, które dodatkowo wpompowano w system ochrony zdrowia w ostatnich trzech latach, poszło na wzrost wynagrodzeń – przyznaje informator money.pl z Sejmu. Dodaje, że przy tej skali podwyżek cen usług wielu lekarzy bierze mniej dyżurów w szpitalach, "bo i tak zarobi swoje, ale przy mniejszym nakładzie pracy". – Kiedyś nikt nie chciał robić świadczeń na NFZ. Dziś jak słyszą, że na NFZ, to tylko zacierają ręce – wskazuje rozmówca money.pl.
Lekarze zarabiają więcej, ale nie leczą więcej pacjentów
Sytuacja przekłada się w realny sposób na coraz słabszą wydolność systemu ochrony zdrowia. "W ramach podsumowania I połowy 2024 r. wiemy, że wartość świadczeń w kluczowych zakresach zwiększyła się średnio o ok. 20 proc, niestety przyrost ten nie pokrywał się z dynamiką wzrostu liczby świadczeń i w niewielkim stopniu przełożył się na wzrost liczby pacjentów objętych opieką" – można przeczytać w tej samej notatce z posiedzenia Rady NFZ.
– Koszty rosną w bardzo szybkim tempie, ale nie przekłada się to na liczbę świadczeń, co w praktyce oznacza, że płacimy głównie za zwiększone wynagrodzenia – komentuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Czytaj też:
Dyrektor szpitala skrytykowała Leszczynę. Ministerstwo i NFZ wszczęły kontroleCzytaj też:
"Pieniędzy będzie za mało". Dramatyczne wyznanie Leszczyny