Usłyszeliśmy więc, że w Polsce dzieje się coś niedobrego (nie z winy Platformy, rzecz jasna), ale najważniejsze, żeby premier miał dobre samopoczucie, lecąc na szczyt do Brukseli. Tusk jest mistrzem politycznego szantażu i potwierdził to raz jeszcze. Jego przekaz był prosty: "Albo pozostanę na stanowisku premiera, albo nie będzie unii energetycznej". Słowem: Salvator Poloniae.
Tusk nie raczył odnieść się do skandalicznych wypowiedzi swoich ministrów czy do dziwnych targów rządu z prezesem NBP. Za to nazwał ludzi zatrzymanych w związku z afera podsłuchową "przestępcami". Czy było to przejęzyczenie? A może premier bez skrupułów naciska na niezależne organy wymiaru sprawiedliwości, bo taki ma styl sprawowania władzy i już się do niego przyzwyczaił?
Rząd oczywiście przetrwa głosowanie nad wotum zaufania. Jeśli jednak premier Tusk sądzi, że zaufanie ze strony Piechocińskiego, Sawickiego i Burego jest równoznaczne z zaufaniem ze strony wyborców, to grubo się myli. Zaufania Polaków nie zdobywa się, za przeproszeniem, "kurwami" i kolacyjkami za 1300 zł.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Kup akcje już dziś – roczna subskrypcja gratis.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl