Podczas wczorajszej konferencji prasowej prof. Włodzimierz Osadczy odpowiedział na zarzuty kierowane pod jego adresem ze strony m.in. portali Niezalezna.pl, wPolityce.pl. Chodzi m.in. o jego rzekome powiązania z Fundacją Otwarty Dialog. W ubiegłym tygodniu pojawiła się informacja, że był on promotorem pracy doktorskiej Ludmiły Kozłowskiej.
Obecny na konferencji prasowej prezes Ruchu Narodowego poseł Robert Winnicki przypomniał, że politycy partii rządzącej współpracowali z Fundacją Otwarty Dialog i wspierali jej działania. Zdaniem polityka, atakami na Konfederację, a personalnie na prof. Osadczego chce się odwrócić uwagę od tych powiązań.
"Jestem obiektem szczucia"
- Od kilku dni - jak państwo wiecie - jestem obiektem oszczerstw i szczucia ze strony prasy gadzinowej obsługującej obóz władzy. Jest to sytuacja nieprawdopodobna. Otrzymuję wiele telefonów od znajomych profesorów, którzy mówią, iż nie sądzili, że takie coś możliwe w państwie polskim, w państwie demokratycznym, po latach kiedy wydawałoby się, że dyktatura Urbana, dyktatura komunistyczna ustąpiła. Nie wiem jednak czy do takiej podłości poniżały się wówczas media, jak to czego ja obecnie doświadczam - mówił prof. Włodzimierz Osadczy.
"Zasady czasów stalinowskich"
Kandydat Konfederacji do PE podkreślił, że "gadzinówki" które go atakowały nie dały mu możliwości odpowiedzi na stawiane zarzuty. - Postępują zgodnie z zasadami czasów stalinowskich, albo hitlerowskich, kiedy przylepiało się metkę światopoglądową, narodowościową (...). I ja właśnie w ten sposób zostałem potraktowany - wskazał historyk.
Prod. Osadczy poinformował, że dokonano włamania na jego konto na portalu społecznościowym, z którego wydobyto jedno ze zdjęć, które przysłał mu jego współtowarzysz służący wraz z nim w armii radzieckiej. - Jestem rocznik taki jaki jestem, od blisko 30 lat mieszkam w Polsce. Mam też historię bycia na terenach ZSRR, gdzie się urodziłem, więc trudno żebym miał historię inną niż ta, którą mają wszyscy ludzie mieszkający na terenie byłego Związku Radzieckiego. Obowiązek służby w armii był obowiązkiem powszechnym. (...) - tłumaczył. Przypomnijmy, że Włodzimierz Osadczy jest Polakiem z Kresów, urodzonym we Lwowie. Ataki za tego rodzaju epizod w życiu profesor nazwał działaniem "podłym" i "podstępnym".
Historyk poinformował, że każdy przypadek szkalowania jego dobrego imienia będzie rozstrzygnięty za drodze prawnej w trybie wyborczym.
Kandydat Konfederacji do PE odniósł się również do zarzutów dotyczących Fundacji Otwarty Dialog. - Sprawa jest jasna i jawna. Od 13 września 2018 roku na portalu Kresy.pl jest mój obszerny tekst na temat pisowskiego rodowodu FOD. Od czasu gdy pani Kozłowska z ulubienicy pisowskich salonów stała się osobą napiętnowaną, uznałem za stosowne, by publicznie dać informację, jaki jest rodowód tej osoby i to co jest związane z częścią lubelską – mówił. Prof. Osadczy powiedział, że Ludmiła Kozłowska jako protegowana Iwana Szerstiuka, znajomego ministra Adama Lipińskiego z PiS, była stypendystką Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów, którego był kanclerzem w latach 2006-2009. Jak powiedział, w trakcie poszukiwania kierunku studiów Kozłowska konsultowała się z nim. – Stanowczo dementuję, że byłem promotorem pani Kozłowskiej. Ta osoba nigdy nie dostąpiła do przewodu [doktorskiego], co więcej na mój wniosek została wyrzucona i skreślona z kolegium jako osoba nieuczciwa. Pożegnałem panią Kozłowską i potem nie miałem z nią żadnych kontaktów – dodawał.
Czytaj też:
”Niezależna” o kontaktach prof. Osadczego i Ludmiły Kozłowskiej