Marcin Makowski: Zacznijmy od spraw ideologiczno-światopoglądowych. Czy uważa pani, że ambasady powinny się angażować w tego aktywności na terytorium kraju, które ma inne prawodawstwo? Mam na myśli aktywny udział w Marszu Równości oraz otwarte wspieranie postulatów środowisk LGBT w Polsce. Zachowanie Ambasady USA wzbudziło dużo kontrowersji, łącznie z argumentem ingerowania w politykę wewnętrzną Polski.
Georgette Mosbacher: Reprezentuję Stany Zjednoczone Ameryki i jestem tutaj - co wyłożył mi na piśnie prezydent - aby reprezentować również wartości mojego kraju. W pierwszej kolejności muszę zadbać o bezpieczeństwo rodaków w Polsce, a potem o wartości, a jedną z nich jest brak dyskryminacji i wiara w to, że ludzie są równi. Taką mam pracę, z którą wiąże się również podnoszenie głosu, gdy te kwestie są naruszane albo podważane. Oczywiście mam świadomość, że moim obowiązkiem jest również bycie wrażliwą na wartości państwa-gospodarza, które nieco różnią się od naszych. Kwestie LGBT są tematem wrażliwym w Polsce, bo jesteście państwem katolickim i to rozumiem. Nie chcę być niepotrzebnie prowokacyjna.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.