RADOSŁAW WOJTAS | Pół godziny przed uderzeniami piorunów w Giewont w Tatrach było już słychać grzmoty. Mimo tego turyści nadal wchodzili na górę. Do tragedii doszło w czasie, gdy TOPR prowadził inną skomplikowaną akcję w Jaskini Wielkiej Śnieżnej. Teraz oboma wydarzeniami zajmuje się prokuratura
Nawet ratownicy TOPR, którzy przecież już niejedno widzieli, do opisania tego, co się działo w Tatrach 22 sierpnia, używają mocnych, emocjonalnych słów. „Kilkadziesiąt osób leżących pod krzyżem to był widok przerażający, straszny – mówił na antenie TVN24 pilot śmigłowca TOPR Andrzej Śliwa. – Zdecydowałem się lecieć, jeszcze gdy grzmiało i padało intensywnie […]. Staraliśmy się pomóc tym ludziom. Kto, gdzie, to już działaliśmy po prostu intuicyjnie. Wpierw do reanimowanych dzieci, później do połamanych leżących, którzy nie mogli się poruszać o własnych siłach. Ile lotów wtedy wykonałem, to nawet trudno policzyć”
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.