Sprawa „Małej Emi” dowodzi kompletnej degeneracji i zidiocenia w antypisie, a szczególnie w jego mediach.
Raz i drugi dostałem dziwny SMS. Nieznana mi kobieta informowała, że jakiś sędzia gwałci własną córkę i że okradł żonę – coś w tym stylu. Wiadomości były napisane w bardzo charakterystyczny sposób: psychiatrzy nazywają takie formułowanie wypowiedzi sałatką słowną i uważają za objaw kliniczny poważnych zaburzeń. Oznaczyłem więc sobie w telefonie numer jako „nie odbierać”. Teraz wiem, że straciłem w ten sposób szansę na wielokrotne pojawienie się, a może nawet na jedną z głównych ról, w trwającym już od dwóch tygodni „aferalnym” serialu „Gazety Wyborczej”.
Źródło: DoRzeczy.pl
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.