"Trzeba pochwalić postawę tego Pana, który przed przyjazdem straży pożarnej udzielił pomocy osobom poszkodowanym w wypadkach na DK 50 w miejscowości Tabor" – poinformowali strażacy z OSP Regut. Chodzi o europosła i lidera Wiosny, Roberta Biedronia. Według relacji strażaków, zanim na miejsce dojechały służby, Biedroń wyciągnął z płonącego samochodu poszkodowanego kierowcę i dwuletnie dziecko. Następnie eurodeputowany Wiosny miał udzielić im schronienia w swoim aucie, a potem ruszyć z gaśnicą, by ugasić ogień.
Jak się jednak okazuje, całe zdarzenie miało - zdaniem stołecznej Policji - zupełnie inny przebieg. Swoją wersję wydarzeń policjanci opublikowali w kilku wpisach na Twitterze.
"W imieniu policjanta, który wczoraj spowodował kolizję w Taborze, chcemy podziękować osobom udzielającym mu pomocy zaraz po zdarzeniu. Szczególnie gorąco dziękujemy młodej kobiecie, która zaopiekowała się 2-letnim Bartkiem. To ona była pierwszą osobą, która udzieliła pomocy" –pisze Policja.
"Policjant zaraz po zdarzeniu uwolnił z fotelika chłopca i wyciągnął go z wnętrza auta, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo. Pomocy udzieliła im wspomniana Pani, która wzięła Bartka na ręce oraz udostępniła policjantowi gaśnicę ze swojego samochodu" – dodaje Komenda Stołeczna w kolejnym "tłicie".
"Gdy tylko Bartuś zaczął płakać, ojciec zostawił auto i przejął z powrotem opiekę nad chłopcem. Będące na miejscu osoby wskazały mu pojazd, w którym mógł schronić dziecko przed chłodem. Okazało się, że samochodem podróżował Pan Biedroń" – tłumaczą dalej funkcjonariusze.
Ponadto, portal wPolityce.pl również ustalił, że to ojciec chłopca zajął się nim i uratował go z pożaru, a także rozpoczął akcję gaszenia ognia. Polityk miał brać udział jedynie w dogaszaniu pożaru i udzielić swojego auta jako schronienia dla dziecka.
Czytaj też:
Biedroń uratował 2-letniego chłopca z płonącego samochodu