W poniedziałek szef klubu PiS Ryszard Terleckiego poinformował, że kandydatami tej partii na sędziów TK są Krystyna Pawłowicz, Stanisław Piotrowicz i Elżbieta Chojna-Duch. – To są osoby bardzo kompetentne, z ogromnym doświadczeniem, zasłużone dla reformy wymiaru sprawiedliwości – przekonywał w Sejmie szef klubu PiS. Informacja ta zelektyrowała opinię publiczną i spotkała się z krytyką ze strony nie tylko opozycji, ale także zwolenników PiS. Do kandydatur tych sceptycznie podchodzą koalicjanci PiS, z którymi - jak się okazało - nie skonsultowano tej decyzji. Co więcej, jak informuje Polsat News - sam prezydentAndrzej Duda ma być "skonfundowany" zaproponowanymi przez PiS kandydatami.
Jak do sytuacji tej podchodzi ten, który w tym kontekście wzbudza największe emocje? W rozmowie z TVP.Info Stanisław Piotrowicz podkreśla, że decyzja PiS w te jsprawie jest dla niego zaszczytem i wyróżnieniem. Odnosząc się do krytyki, podkreślił: "Spodziewałem się natomiast wściekłości nieprzychylnych mi mediów. Nie pierwszy zresztą raz doświadczam niemerytorycznej krytyki, a wręcz ordynarnego hejtu".
– Czas pokaże, czy w ogóle sędzią Trybunału zostanę. Zgłoszenie kandydatury to początek drogi – stwierdził Piotrowicz. – Myślę, że bardzo ważne jest zdobyte przeze mnie doświadczenie w tworzeniu i stosowaniu prawa. Przez kilkadziesiąt lat wykonywałem prawo, a przez 14 lat aktywnie uczestniczyłem w tworzeniu prawa – dodał.
Kandydat PiS na sędziego Trybunału Konstytucyjnego zapytany został o sformułowanie, jakiego używają wobec niego politycy opozycji. Przypomnijmy, iż mówią o nim "prokurator stanu wojennego".
– Ten nowy termin stworzono specjalnie, żeby mnie zdeprecjonować – odparł Piotrowicz, podkreślając, iż nie było nigdy takiej funkcji jak "prokurator stanu wojennego". – W tym czasie swoje śledztwa prowadziło kilka tysięcy prokuratorów, a ten tytuł "nadano" akurat mnie, jakbym jakąś szczególną nadzorczą rolę w tym czasie (pełnił) – dodał.
Były poseł PiS ocenił, iż zarzucanie mu, że byłem prokuratorem w PRL nie jest niczym nowym. – Ale już nikt nie mówi o tym, że po wprowadzeniu stanu wojennego skrytykowałem go, za co spotkały mnie szykany ze strony przełożonych, i złożyłem wypowiedzenie z pracy. W dwóch politycznych sprawach, z którymi się później zetknąłem, zapadło umorzenie. O pozytywnej ocenie mojej aktywności w czasach PRL ze strony środowisk opozycyjnych najlepiej świadczy fakt, że gdy zostałem senatorem, zarząd regionu podkarpackiej Solidarności poprosił mnie, żebym otworzył biuro senackie w ich budynku, co będzie dla "S" zaszczytem – wskazał. Jak przekonywał, jako prokurator nie prowadził spraw o charakterze politycznym, ale zajmował się sprawami o charaktrze kryminalnym i gospodarczym. – Zetknąłem się z dwoma sprawami politycznymi. W obu sprawach nie ogłoszono wyroku, a w tym, żeby sprawy zakończyły się umorzeniem, miałem swój znaczny udział. I poniosłem z tego tytułu określone konsekwencje – dodał.
Czytaj też:
"Jak ja was czerwone bydlaki nienawidzę...". Były poseł nie wytrzymałCzytaj też:
"Niezależny to był Trybunał za czasów prof. Andrzeja Zolla i Andrzeja Rzeplińskiego". Mocny wpis Terlikowskiego