W imieniu prezydenta akty wręczył wojewoda lubuski Władysław Dajczak. Sirowackij podziękował za przyznanie obywatelstwa. Jak zaznaczył, to co zrobił było jego obowiązkiem, rzeczą, którą musiał wtedy zrobić.
"Po prostu ratowałem ludzi"
9 czerwca Andriej Sirowackij jechał trasą A6 do pracy w Norwegii. Kiedy zatrzymał się o 13.20 za innym TIR-em, zobaczył przed sobą dym i palące się pojazdy. Był to efekt karambolu do którego doszło na A6 pod Szczecinem. W wypadku uczestniczyło sześć samochodów osobowych i ciężarówka. Jak opisują świadkowie, rozpędzony tir uderzył w stojące w korku samochody, wybuchł pożar.
– Wziąłem gaśnicę i podszedłem do samochodu – opowiadał Andriej Sirowackij w rozmowie z "Głosem Szczecińskim". – W środku były dwie kobiety i dwoje dzieci. Kobiety miały zapięte pasy, więc było trudniej, ale udało się wydostać je przez okno. Na szczęście nie byłem sam, ktoś jeszcze próbował pomagać. Wyciągnięto kierowcę z TIR-a. Niestety, nie wszystkich dało się uratować. Zabrakło czasu, możliwości – mówił o tragicznej sytuacji Ukrainiec. Jak podkreślił Andriej Sirowackij, nie uważa się za bohatera. – Po prostu ratowałem ludzi, bo tak było trzeba – dodał.
Andriej Sirowackij wraz z żoną, córką i synem mieszkają w Strzelcach Krajeńskich w wojew,odztwie lubuskim. Do Polski Sirowackij przybył w 2016 r. z miasta Czerkasy położonego w centralnej części Ukrainy. Najpierw mieszkał i pracował w Słubiach, a po ściągnięciu rodziny przeprowadził się do Strzelec Krajeńskich. Jest zawodowym kierowcą ciężarówek zatrudnionym w jednej z firm transportowych, a jego żona jest kosmetyczką.
Czytaj też:
Jakubiak: Biedroń zabrał Tuskowi białego koniaCzytaj też:
Szymon Hołownia uderzył księdza. Potem rzucił go na tapczan