Wystarczyły nam dwie godziny – śmieje się Asia Priszler, Polka mieszkająca na Węgrzech, wskazując na męża Györgyego, którego pieszczotliwie nazywa Gyurikamem. Pracowała w Poznaniu jako nauczycielka, później w ZNP jako kierownik kulturalno-oświatowy. Miała zorganizować dla nauczycieli wyjazd na Riwierę Makarską – dziś w Chorwacji, wówczas w Jugosławii. – Z Poznania do Budapesztu jechaliśmy pociągiem. W Budapeszcie przesiadaliśmy się na autobus do Makarskiej, ale trzeba było na niego poczekać dwie godziny. I w tym czasie poznałam mojego Gyurika. – „Bardzo ładne oczy masz” – powiedziałem, tylko tyle – wspomina György Priszler, częstując domowej roboty palinką. – I ja w to uwierzyłam, zresztą mój mąż z zawodu jest iluzjonistą. Razem jesteśmy już 40 lat – dodaje pani Asia.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.