Marcin Makowski: Kiedy rozmawialiśmy rok temu, w mediach pojawiła się seria tekstów o Polsacie, który rzuca się w objęcia PiS. Ustalmy coś na starcie: już się w te objęcia rzuciliście czy jeszcze się wahacie?
Dorota Gawryluk: To nie ja, ale widzowie oceniają, czy jesteśmy w czyichś objęciach. A robią to w jednoznaczny sposób, bo wszystkie badania pokazują, że oglądalność Polsat News rośnie. Moim zdaniem właśnie dzięki temu, że nie zapisujemy się do żadnego obozu. W przeciwieństwie do tych, którzy oskarżali nas o czułości na tle politycznym.
Czy spodziewa się pani w takim razie sprostowań?
DG: W dzisiejszych czasach byłoby naiwnością sądzić, że ktokolwiek poczuje się do odpowiedzialności za słowo. Domaganie się przeprosin to żmudna droga, zajmująca mnóstwo czasu i energii, szczególnie jeśli spór wchodzi na drogę sądową. Mamy ciekawsze i ważniejsze zajęcia niż spory z mediami, które – mówiąc bez ogródek – hejtują nas i próbują obniżyć naszą wiarygodność. Nie zapominajmy również, że te media to nasza konkurencja. I być może tego typu ataki są ich jedynym pomysłem na konkurowanie z nami – cóż, ich wybór, a na szczęście dla nas ostatecznie głosują widzowie. Poza tym gdybyśmy w naszej pracy codziennie zajmowali się rzucaniem kamieniami w każdego szczekającego psa, niczego byśmy nie osiągnęli.
Czytaj też:
Ziemkiewicz: Nie szanuję Owsiaka, ale...
Czytaj też:
Andruszkiewicz: Życzę PO, żeby się rozpadła. To byłoby dobre dla Polski
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.