Ciało 39-letniego dziennikarza znaleziono pod koniec grudnia 2019 r. na schodach budynku, w którym mieszkał. Chińska policja potwierdziła nagłą śmierć w wyniku upadku ze schodów. Udział tzw. osób trzecich wykluczono.
Jak czytamy w "Wyborczej", najbliżsi twierdzą, że nikt nie poinformował ich o śmierci Sebastiana. Dowiedzieli się o wszystkim dopiero, gdy zgłosili policji zaginięcie. Ambasada i konsulat RP w Chinach również nie zostały powiadomione o tym, że dziennikarz nie żyje.
Rodzina i przyjaciele uruchomili zbiórkę pieniędzy na kremację i sprowadzenie prochów do Polski – podaje "GW".
Dziennik podkreśla, że Sebastian Furtak miał żydowskie korzenie. Przeszedł konwersję na judaizm, często bywał w Izraelu, a na twarzy miał wytatuowaną gwiazdę Dawida.
Furtak w przeszłości pracował m.in. w TVP Info, trójmiejskim oddziale Superstacji oraz biurze prasowym Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. Tuż przed wyjazdem do Chin był dziennikarzem TOK FM. Przez ostatnie dwa lata mieszkał i pracował w Chinach, gdzie uczył języka angielskiego.