Skoro autor oparł swoje dzieło na własnych doświadczeniach, to czemu nie połączyć w jedno opowieści z kart książki i motywów z biografii? A skoro już nie mówimy o wiernej ekranizacji, lecz o własnej interpretacji, to i trzecia warstwa się pojawia: zawiera ona to, co najważniejsze dla adaptatora, powody, dla których całe zamieszanie dochodzi do skutku. Takie właśnie podejście zastosowała Greta Gerwig, kręcąc film „Małe kobietki” („Little Women”, 2019) oparty na klasycznej powieści Louisy May Alcott. Chwyt nienowy, ale w zręcznych dłoniach efektowny i efektywny, przypomina się choćby piękne połączenie literatury, domysłów i własnych wyobrażeń w „Zakochanym Szekspirze”, gdzie w finale nieszczęśliwy kres zakazanej miłości młodego dramaturga i pięknej Violi De Lesseps zamienia się pod piórem barda w początek „Wieczoru Trzech Króli”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.