Sprzeczne tłumaczenia Hołowni i jego doradcy. "Ktoś tu łże"

Sprzeczne tłumaczenia Hołowni i jego doradcy. "Ktoś tu łże"

Dodano: 
Klip Szymona Hołowni
Klip Szymona Hołowni Źródło: X
Na Szymona Hołownię spadła fala krytyki za opublikowanie filmu wyśmiewającego katastrofę smoleńską. Czy była to wpadka czy też polityk całkiem świadomie naśmiewał się z tragedii? Okazuje się, że wersja Hołowni oraz jego doradcy są ze sobą sprzeczne. "Ktoś tu łże. A wyborcy nie lubią być robieni w ciula" – podsumował sytuację Wojciech Wybranowski.

Nie milkną echa wczorajszego filmu, jaki opublikował Szymon Hołownia. Część osób zwróciło uwagę na pewien fragment nagrania poświęcony trosce o środowisko. Hołownia mówi w nim, że ma zamiar "walczyć o każde drzewo, nie tylko o jedno". Dokładnie w tym momencie na ekranie pojawia się brzoza oraz papierowy samolocik, co niektórzy zinterpretowali jako kpinę z katastrofy smoleńskiej.

Sam polityk zaprzecza takim interpretacjom. "Nie przyszłoby mi do głowy, by sprawdzać gatunki drzew w moim spocie. Niektórym przyszło" – napisał na Twitterze, dodając, że katastrofa z 10 kwietnia była dla niego "osobistym wstrząsem".

Problem w tym, że nieco inna wersja wydarzeń wyłania się z wpisu doradcy Hołowni Łukasz Krasonia. "To nie był motyw użyty dla żartu... Nic tak nas nie podzieliło w ostatnich latach jak właśnie katastrofa smoleńska... Ten spot w sposób symboliczny pokazuje dokąd to wszystko zmierza" – napisał Krasoń. W kolejnym wpisie natomiast dodał, że "»Samolocik« i brzoza (...) to symbol tragedii".

Uwagę na ten dwugłos zwraca m. in. dziennikarz "Do Rzeczy" Wojciech Wybranowski. "Wie Pan co @szymon_holownia ? Bo ja już się gubię w Waszej narracji jak w tym chaotycznym spocie. Pan mówisz, że nie wiedziałeś, że brzoza to brzoza. Pana spec od pijaru mówi, że to celowy zabieg. (Screen poniżej). Ktoś tu łze. A wyborcy nie lubią być robieni w ciula" – stwierdził Wybranowski.

twittertwittertwittertwitter

Źródło: X
Czytaj także