"Lubi pani seks?", "Ma pani doświadczenie seksualne?", "Założyła pani na casting koronkową bieliznę?" - za te pytania skierowane do aktorki Anny Siekluckiej dziennikarz Roman Praszyński stracił pracę, mimo że rozmowa była autoryzowana i zatwierdzona przez wydawcę. Publikacja wzbudziła kontrowersje, co zmusiło "Vivę" do reakcji i przeprosin.
Teraz odtwórczyni głównej roli w erotycznym filmie "365 dni" sama odniosła się do fatalnej rozmowy z Praszyńskim. – My kobiety jesteśmy czasem na pozycji gorszej w oczach mężczyzn. Zupełnie nie wiem czemu tak naprawdę. Nie wiem dlaczego niektórzy mężczyźni uzurpują sobie prawo do wchodzenia tak głęboko w naszą intymność – stwierdziła aktorka. Dalej Sieklucka została zapytana również o to, dlaczego nie przerwała skandalicznego wywiadu i dalej odpowiadała na pytania dziennikarza.
– Ze względu na to, że zostałam wychowana w ogromnym szacunku do drugiego człowieka. Nie wyobrażam sobie tego. Najłatwiej jest wstać i wyjść, to jest najłatwiejsza droga – przekonywała.
Czytaj też:
"Ma pani doświadczenie seksualne?". Za ten wywiad dziennikarz stracił pracę