Jak to się stało, że grono Wietnamczyków, którzy są właścicielami malutkich gastronomii zdecydowało się pomagać w dostarczeniu żywności do polskich szpitali?
Zacznijmy od początku. Dowiedziałem się o akcji dostarczania posiłków dla lekarzy czytając posty w internecie. Pomyślałem, że na pewno Wietnamczycy mogą dołączyć do akcji, którą zorganizowali Polacy. Wówczas napisałem wpis w języku wietnamskim. Poinformowałem o tej inicjatywie za pośrednictwem Facebooka i ruszyło.
Jaki był odzew?
Odzew był bardzo duży. Kilka godzin później pierwszy lokal opublikował zdjęcia z wydarzenia. Ludzie sami zaczęli nawiązywać kontakt z polskim organizatorem. Sprawy mają charakter wielkiej logistyki. Śledzę zapotrzebowanie ze strony polskiej oraz zgłoszenie ze strony wietnamskiej. Pomagamy sobie i działamy wspólnie koordynując całą akcją.
Od czego się zaczęło? Gotowaliście same posiłki, czy dostarczaliście także napoje?
Na początki same posiłki, ale później napoje takie, jak kawa, czy herbata. Jednak na tym się nie skończyło.
Czyli?
Zaczęliśmy dostarczać maseczki i rękawiczki. Cały czas ktoś szyje, zbiera produkty i dostarcza potrzebującym. Chciałbym jeszcze dodać, że pracujemy nad innymi rozwiązaniami.
To znaczy?
Wietnamczycy chcą wdrożyć foodtruck z darmowym jedzeniem dla placówek medycznych. Może już dziś plan wejdzie w życie! Wówczas auto z jedzeniem będzie kierowane pod m.in. szpitale dla dyżurujących tam pracowników medycznych.
Jakie reakcje najczęściej spotykacie, gdy przekazujecie żywność lekarzom? Czy jest duże zapotrzebowanie na produkty żywnościowe?
Nie zawsze mamy okazję przekazać posiłki, czy inne produkty osobiście. Jednak wiemy, że lekarze bardzo się cieszą. Zdarza się, że jedziemy z posiłkami osobiście. Wówczas przeżywamy coś wspaniałego i budującego. Wdzięczność, która wzrusza.
Piękną inicjatywa, o której pan mówi przysłania dramatyczne tło. Cały świat walczy z koronawirusem. Ludzie tracą życie, zdrowie i firmy. Odczuwa pan ten negatywny trend jako mały przedsiębiorca?
Czujemy duży negatywny wpływ w związku z zamknięciem lokali gastronomicznych, których jesteśmy właścicielami. Klientów jest znacznie mniej. Zamówień także. Bary wietnamskie mają pewną specyfiką: firma rodzinna, często kucharz i właściciel to jedna osoba.
Odnajduje pan jakiś pozytyw w obecnej sytuacji?
Tak. Jest jedna pozytywna strona zastoju. Zazwyczaj wietnamskie bary są otwarte cały rok. Teraz mamy czas, aby choć trochę odpocząć, ale mam nadzieję, że nie za długo!
A jak pan radzi sobie z ograniczeniami?
Jestem domatorem. Często pracuję w domu, więc bycie zamkniętym w mieszkaniu nie jest dla mnie żadną nowością. Znoszę te czasy znakomicie. Owszem, jako osoba prowadząca działalność przeraża mnie wizja opłat w czasie przestoju. Mam jednak nadzieję, że damy radę!
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.