Dlaczego jednak Polacy mogą spać spokojnie? Wyjaśnia to znany demograf hiszpański Alejandro Macarron. – Mieszkańcy Madrytu cieszyli się do tej pory najwyższym wskaźnikiem długości życia na całym świecie. Długowieczność Hiszpanów pozostawiała w tyle nawet Japończyków. Włochy i Hiszpania, obok Niemców, należą do najstarszych narodów Europy, odpowiednio 23 proc. populacji włoskiej i 20 proc. hiszpańskiej ma powyżej 65 lat (Polska podobnie jak Chiny na poziomie 12 proc.). Nie było więc tajemnicą, że wskaźnik śmiertelności w wyniku epidemii dla obu południowych krajów okaże się dramatycznie wysoki. Tym, co jednak zastanawiało od początku było pytanie, dlaczego Włochy i Hiszpanie mają śmiertelność spowodowaną koronawirusem na poziomie 8 proc. a Niemcy tylko 0.3 proc. Przecież naród niemiecki jest zbyt poważny, by fałszować dane na podobieństwo krajów reżymowych – mówi.
Na to pytanie nie umiał odpowiedzieć nawet minister zdrowia Hiszpanii. Nikogo to jednak już nie zdziwiło, bo na wiele innych pytań Salvador Illa, filozof z wykształcenia, także nie zna odpowiedzi. Pytania znalazły więc szereg odpowiedzi ze strony specjalistów z różnych dziedzin, naukowców i dziennikarzy. Wnioski mogą być za to budujące dla wielu narodów z północy, tak często kojarzonej z chłodem, także tym w relacjach międzyludzkich. Dieta i styl życia charakterystyczny dla ludzi Śródziemnomorza wydłuża życie w czasach dobrobytu, ale szkodzi w czasie „zarazy”.
10 lat temu epidemiolog Joël Mossong z Narodowego Laboratorium Zdrowia w Luksemburgu ustanowił klasyfikację dotyczącą kontaktów społecznych w ośmiu krajach europejskich, która wykazała na przykład, że Niemcy mieli najmniej kontaktu fizycznego z najbliższymi, podczas gdy Włosi byli narodem o największej interakcji międzypokoleniowej, podobnie zresztą Hiszpanie. Południowcy nie tylko żyją w klanach rodzinnych, ale też kontakt międzygeneracyjny jest najczęstszy, a przy tym niezwykle bliski, wręcz „kropelkowy”. Dotykanie, trzymanie za rękę, poklepywanie to nieodłączna część kultury dialogu, jaka obca jest nam, ludziom północy. Kultura uliczna, kultura barów, gdy dzieli się wspólnie przystawki, krzyczy do ucha z pewnością zrobiła swoje w rozprzestrzenianiu epidemii i to jeszcze zanim rząd wprowadził reżim stanu wyjątkowego.
Powoli zaczyna się też mówić o czynniku, który niewątpliwie wpłynął na szybkość ekspansji, czyli powszechna obecność turystów z Chin, tak w Mediolanie, jak i w Madrycie. Zamknięcie połączeń z Chinami zostało po prostu spóźnione. Jest to temat bardzo niepoprawny politycznie, ale nikt przecież nie może udawać, że nie wiemy, skąd pojawił się w Europie ten śmiertelny patogen.
W tym samym niepoprawnym temacie ująć trzeba trudność w ujarzmieniu ognisk epidemii, tam gdzie pojawia się ona wśród imigrantów. Słynny wybuch epidemii w Vitorii, w Kraju Basków to pogrzeb, na który przybyło około 100 osób, w tym większość Romów. Cały region „zapalił się” błyskawicznie po stypie z udziałem wielu zakażonych. Podobnie mieszkańcy Magrebu, imigranci z wielu krajów Hispanoameryki, gangi małoletnich przybyszów nie mają życzenia poddać się kwarantannie, ani potulnie zamykać się w czterech ścianach. To problem dobrze znany też Francji czy Belgii. Kraje, które ugościły tylu przybyszy niekoniecznie spotykają się z odpowiedzialną postawą tych, którzy skorzystali z gościny.
W końcu także, o czym zaczynają nieśmiało mówić niektórzy specjaliści, skutki działania patogenu pozostają w związku z kodem genetycznym. Nie jest przecież tajemnicą, że koronavirus dotyka dwukrotnie więcej mężczyzn, niż kobiet w Hiszpanii. Lekarz specjalista ze Szpitala Chorób Autoimmunologicznych w Granadzie dr Jose Luis Callejas Rubio wysunął tezę, że genetyka Włochów i Hiszpanów (ludzi śródziemnomorza) predestynuje ich do roli ofiar bardziej, niż zahartowanych ludzi północy. Południowcy zwyczajnie nie są tak „wytrenowani”. Reakcja immunologiczna w ich organizmach jest nieadekwatnie duża – to trochę jakby gasić zapałkę miotaczem ognia. Oczywiście, jest to teza dość świeża, na którą należy patrzeć z przymrużeniem oka, a jednak śmiertelność Włochów i Hiszpanów na tle równie zainfekowanych Niemców pozostawia do myślenia. Wszak służba zdrowia hiszpańska uchodziła do niedawna za najlepszą w Europie i cel turystyki zdrowotnej.
Hiszpania pozostaje też krajem o największym stopniu zakażenia wśród personelu medycznego (13 proc!), także służb policyjnych pilnujących porządku w ogarniętej stanem alarmowym Hiszpanii. To oni, pozostający w pierwszym szeregu walki z wirusem przyczyniają się niestety i niechcący do jego dynamicznej ekspansji. Brak podstawowych zabezpieczeń, maseczek i strojów ochronnych to największa bolączka i powód nieustannych żalów pod adresem opieszałego rządu Sancheza.
Najważniejszym jednak czynnikiem, od którego zawsze należy rozpoczynać ewentualne poszukiwania winnych dramatycznego stanu epidemii w Hiszpanii pozostają słynne „bomby biologiczne” masowych imprez przeprowadzonych w dniu 8 marca. Pomimo ostrzeżeń płynących z wielu stron i znajomości skali zagrożenia, rząd zdecydował się zorganizować wielotysięczne manifestacje feministyczne pod hasłami „Heteropatriarchat zabija bardziej niż koronawirus”. Przygotowywany jest już pozew zbiorowy, a prawnicy z wielu obozów ideologicznych rozpoczęli nawet wspólne staranie o postawienie ekipy socjalistycznego rządu Sancheza przed Sądem Najwyższym. Czy im się uda, czas pokaże.
Czytaj też:
Ideologia w czasach zarazy
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.