Przeżywamy najważniejszy czas w roku liturgicznym: Wielki Tydzień, Triduum Paschalne. Tegoroczny czas Wielkiego Postu oraz same święta są jednak w sytuacji wyjątkowej.
Ks. prof. Waldemar Chrostowski: Tak, to wyjątkowy czas, ale wyjątkowy dla nas, którzy do niedawna żyliśmy w bardzo spokojnym czasie, a zapomnieliśmy o trudnych okresach historii przeżywanych przez poprzednie pokolenia. Jeśli już rozmawiamy o zarazach, to przecież sto lat temu miała miejsce słynna grypa hiszpanka, której ofiarą padło około 50 milionów ludzi. Teraz mamy do czynienia z nową jakością. Ta zaraza w swoich skutkach jest podobna do poprzednich, jednak z tą różnicą, że świat stał się globalną wioską. Jeśli coś złego pojawi się w jednym zakątku świata, bardzo szybko przenosi się nie tylko do sąsiednich krajów, lecz na wszystkie kontynenty. Istnieje jeszcze drugi wymiar tego, co przeżywamy.
Czyli?
Zapominamy o wojnie i skutkach wojny, a także o tym, co działo się po wojnie. Patrząc z naszej perspektywy, setki tysięcy Polaków było przez Sowietów deportowanych na Syberię i do Kazachstanu, miliony innych rodaków cierpiało z rąk Sowietów i Niemców.
A w jaki sposób dzisiejszą sytuację możemy odnieść do tamtych wydarzeń?
Wtedy też był Wielki Tydzień – i to nie jeden. Też były święta – i to nie jedne. Jeżeli chcemy dociekać tego, co Bóg chce nam powiedzieć, musimy spojrzeć na obecną sytuację z szerszej perspektywy. Nie jesteśmy ani pierwsi, ani ostatni, ani nawet najbardziej dotknięci tego typu dramatem. Wyobraźmy sobie, że ta sytuacja zarazy miałaby miejsce kilkadziesiąt czy kilkaset lat temu. Wtedy w zderzeniu z nią ludzie byli jeszcze bardziej bezbronni.
Czy można stwierdzić, że Bóg chce nam coś przez to powiedzieć?
Bóg chce nam powiedzieć to, co zawsze: w każdym nieszczęściu, w każdym cierpieniu trzeba być po stronie tych, którzy cierpią i są doświadczani nieszczęściem. Bóg jest zawsze po stronie cierpiących i prześladowanych.
Ten czas jest bardzo trudny. Teraz są jednak środki masowego przekazu, dzięki którym możemy przeżyć Mszę świętą. Czy paradoksalnie ten okres może być szansą na pogłębienie naszej wiary?
Nie sądzę, by środki masowego przekazu, jak telewizja czy Internet, pomagały lepiej i w pełni przeżyć Mszę świętą oraz inne sakramenty. Oglądając Mszę „na żywo”, oglądamy przekaz tego, co się aktualnie odbywa, ale pojawia się pytanie, czy i na ile jest to rzeczywiste uczestnictwo w najważniejszym misterium naszej wiary. Natomiast wszelkie powtórki są w ogóle pozbawione sakramentalnej wartości. Nie można przeceniać transmisji na żywo. Zupełnie czym innym jest uczestniczenie we Mszy świętej sprawowanej w kościele, a czym innym oglądanie transmisji oraz siedzenie na kanapie, popijanie kawy i zajadanie chipsów, bo i tak się zdarza. Obawiam się, że transmisje, obok pewnych dobrych skutków, mogą doprowadzić do banalizacji i relatywizacji wiary. Do tego, że Msza św. stanie się widowiskiem na podobieństwo serialu, filmu czy meczu piłkarskiego. A tuż przed nią i zaraz po niej – reklamy…
No dobrze, ale katolicy w krajach, w których nie ma kościołów uczestniczą we Mszach świętych duchowo.
Chrześcijanin ma świadomość, że zawsze, w którymś miejscu na świecie, w czasie, gdy chce się modlić, sprawowana jest Eucharystia. Pod tym względem żadnej nowości nie ma. Ci, którzy mają głęboką wiarę, od lat przeżywają ją w ramach Kościoła domowego. Nie tak dawno temu nie było żadnych transmisji, a istniało głębokie przeżywanie wiary w rodzinach. Nie sądzę, by akurat transmisje telewizyjne miały służyć znacznemu pogłębieniu wiary. Wiele też zależy od sposobu sprawowania Eucharystii przez kapłanów i wartości homilii głoszonych wiernym.
Czytaj też:
Ks. prof. Bortkiewicz: Żyliśmy, jakby Bóg nie istniał
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.