Pierwsze co to chce się płakać... Później walczyliśmy do nocy, żeby uchronić to, co zostało – opowiada w telewizyjnym reportażu, stojąc przed pozbawionym dachu domem, Bartosz Januszyk. Jego posesja była na pierwszej linii trąby powietrznej, która 7 czerwca uderzyła w Kaniów, niewielką miejscowość pod Bielskiem-Białą. Nawałnica nie tylko zerwała dach i uszkodziła ściany – zniszczeniu uległa nawet bateria prysznicowa, więc dom trzeba było ratować przed zalaniem. Załamanie pogody przyszło nagle i było krótkotrwałe; pan Bartosz ocenia, że trąba powietrzna nad jego posesją mogła utrzymywać się góra kilkanaście sekund. – Słyszałem, jak żona krzyczy, że garaż nam porwało. Wyleciałem na korytarz, tylko córkę wziąłem pod pachę i uciekliśmy na dół. Widziałem już, jak dach się nad nami zwija – mówił reporterom TVN24. Na szczęście skończyło się na stratach materialnych. Nikt nie ucierpiał.
Czytaj też:
Gwałtowne burze w województwie łódzkim. Nie żyje jedna osoba
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.