Do tej pory wiadomo jedynie, że cała sytuacja miała miejsce podczas Marszu Niepodległości. Na filmie widać, jak kilku zamaskowanych mężczyzn (reporter gazeta.pl twierdził, że byli to pseudokibice jednego z warszawskich klubów) rzucili na ziemię, podeptali, a następnie spalili flagę przypominającą ukraińską.
Reakcja Ukrainy i polskiej opozycji
Na incydent szybko zareagowała ambasada Ukrainy w Polsce, która wezwała Polskę do "natychmiastowej reakcji na ten haniebny czyn" oraz "ukarania winnych i zapobieżenia takim działaniom w przyszłości". Obecnie ambasada Ukrainy przygotowuje oficjalną notę protestacyjną, która trafi do polskiego MSZ. – Sądzę, że większość Polaków, która jest przyjaźnie nastawiona do Ukrainy, była również zniesmaczona, gdy zobaczyła palenie flag. Działanie, które znieważa symbole suwerennego państwa, zwłaszcza przyjaznego sąsiada, jakim jest Ukraina, jest nie do zaakceptowania i nie może mieć miejsca w państwie, z którym rozwijane jest strategiczne partnerstwo – mówił charge d'affairs ambasady Ukrainy w Polsce Wasyl Zwarycz.
Do sprawy zaczęli się również odnosić politycy opozycji. Rzecznik PO Jan Grabiec zastanawiał się na Facebooku, czy "ci pseudo-patrioci są finansowani z Moskwy?" oraz pisał o "neofaszystach spod znaku Marszu Niepodległości", a także domagał się reakcji szefów MSZ i MSWiA.
"Nie przesądzałbym o odpowiedzialności za nie, ani organizatorów marszu, ani jego uczestników"
W sprawie pojawia się jednak kilka znaków zapytania, które każą zastanowić się, czy cały incydent jest rzeczywiście tak czarno-biały, jak próbuje się go przedstawiać.Należy jednak podkreślić, że bez względu na okoliczności nic nie usprawiedliwia spalenia jakiejkolwiek flagi i dla sprawców należą się wyłącznie słowa potępienia i kara. Z kolei okoliczności całego zdarzenia należy wyjaśnić. – Spalenie flagi Ukrainy, czy jakiegokolwiek innego państwa jest sprawą haniebną i nie powinno było do niej dojść. Jeśli ktoś uważa się za narodowca, to powinien również wiedzieć, że w ideę narodową wpisany jest również szacunek do symboli narodowych, tak naszych jak i innych państw. Natomiast, jakkolwiek krytycznie należy oceniać zdarzenie do jakiego doszło na Marszu Niepodległości, to nie przesądzałbym o odpowiedzialności za nie, ani organizatorów marszu, ani jego uczestników en masse – komentuje sprawę dziennikarz "Do Rzeczy" Wojciech Wybranowski, który interesuje się ruchem narodowym w Polsce.
Drugie dno w całej sprawie?
Część osób wskazuje jednak na możliwość prowokacji wewnątrz samego Marszu Niepodległości. Były oficer Agencji Wywiadu i UOP płk. Piotr Wroński zadał na swoim Facebooku trzy pytania, które każą zastanowić się głębiej nad samym incydentem.
1. Dlaczego incydent, którego prawie nikt z kilkudziesięciotysięcznego tłumu nie zauważył, został prawie natychmiast zauważony, sfilmowany w sposób profesjonalny z dbałością o najważniejsze szczegóły?
2. Dlaczego praktycznie natychmiast został nagłośniony i stał się "podstawą" medialnej krytyki Marszu?
3. Dlaczego reakcja ambasady ukraińskiej w Warszawie nastąpiła tak szybko, co sugeruje, iż dyplomaci Ukrainy zostali powiadomieni o fakcie innym kanałem niż medialny?
Co ciekawe, do incydentu odniósł się również oficjalny profil polskiej Policji na Twitterze. Na portalu napisano: "czyn nieładny,znany nam ale prawdopodobnie wg ustaleń była to flaga RAŚ - autonomii śląska a nie sąsiadów z Ukrainy". Po kilku godzinach wpis zniknął. Część publicystów oceniło, że policja się skompromitowała, ponieważ flaga RAŚ wygląda zupełnie inaczej. To prawda, chociaż, jeśli spojrzymy np. na flagę Śląska Opolskiego, to sprawa wygląda już zupełnie inaczej. Zwłaszcza, że sami organizatorzy Marszu Niepodległości jeszcze ze sceny mówili o tym, że najprawdopodobniej doszło do pomyłki.
Flagę spaliły środowiska prorosyjskie? "Został poturbowany i sprowadzony do parteru"
Sprawa ma jeszcze nieco inny kontekst. Wśród narodowców pojawiła się informacja, że za spalenie flagi odpowiadają prorosyjsko nastawieni członkowie "Narodowej Wolnej Polski". Padło nawet nazwisko Damiana Bieńko.
"Natychmiast po tamtej haniebnej akcji, prawdziwi polscy patrioci podeszli do podpalaczy, by ich "wypytać" o motywację swego czynu. Nie usłyszawszy z ust głównego prowodyra satysfakcjonującej odpowiedzi, przystąpili do "akcji edukacyjnej" na nieuczciwym rodaku (...) podczas gdy grupka pomyleńców, uważających się nie wiedzieć czemu za polskich patriotów, paliła ukraińskie flagi i wznosiła anty-ukraińskie okrzyki, prawdziwi polscy patrioci nakarmili piaskiem jednego z tych anty-ukraińskich wyrodków, którym okazał się niejaki Damian Bieńko - zagorzały fanatyk tzw. "Nowo-Rosji", a także lider nikczemnej organizacji o nazwie "Narodowa Wolna Polska"
- brzmi fragment relacji dla redakcji "Molotoff".
Taką tezę potwierdzałoby również oświadczenie zamieszczone na portalu autonom.pl - portalu "niezależnych nacjonalistów". Czytamy w nim, że podczas Marszu Niepodległości "doszło do spotkania grupy niezależnych polskich nacjonalistów ze wzbudzającą powszechną niechęć i śmieszność organizacją Narodowa Wolna Polska (NWP). W jej wyniku NWP utraciła swoje 2 flagi organizacyjne a jej szef, Damian Bieńko, został poturbowany i sprowadzony do parteru" .
Odpowiedź narodowców?
Z powyższych relacji wynikałoby, że
, lub też dziełem kilku osób o jawnie prorosyjskich sympatiach. Jakby tego było mało, dziennikarz "Do Rzeczy" Wojciech Wybranowski zapoczątkował na Twitterze dyskusję na temat tego zajścia. – Wśród narodowców już w piątek poszedł hyr, że spalenia flagi Ukrainy dokonali właśnie prorosyjsko nastawieni członkowie "Narodowej Wolnej Polski", kojarzeni m.in z niejakim Sendeckim, którzy dołączyli do marszu. Czy jest to prawda, czy zrzucanie odpowiedzialności - tego nie wiem, ale sami narodowcy opowiadają też, że przez narodowców z nieformalnej grupy, również niewielkiej "Autonomiczni Nacjonaliści", znanych z kolei z antyrosyjskiego, antykomunistycznego podejścia – tłumaczy Wybranowski.Wybranowski: Środowisko narodowców powinno oczyścić się z osób kojarzonych z prorosyjską agenturą
Dziennikarz "Do Rzeczy" zwraca jeszcze uwagę na inny problem, z którym ma do czynienia środowisko narodowe, a mianowicie z marginalnymi grupami o nastawieniu prorosyjskim. – Nie jest żadną tajemnicą, że na obrzeżach ruchu narodowego, jako środowiska (nie partii) działają marginalne grupki zwolenników Rosji, czy Władimira Putina. Marginalne, bo to środowiska zaledwie kilkunastoosobowe, maksymalnie kilkudziesięcioosobowe, nota bene nawet zawsze prorosyjska Zadruga dzisiaj jest anty-rosyjska. Putinowców wśród narodowców nazywam marginesem, bo sami narodowcy wypchnęli takiego Bekiera i jego Falangę, czy wariatów spod znaku "Narodowej Wolnej Polski" (współpracujących z partią Zmiana) poza absolutny nawias. Reasumując. Środowisko narodowców, jeśli chce być traktowane poważnie, powinno oczyścić się z osób kojarzonych z prorosyjską agenturą z różnych takich "Falang" czy "NWP", marginalnych, krzykliwych szaleńców przynoszących jednak idei narodowej wiele szkody – ocenia.
Bez względu na okoliczności należy potępić każde spalenie flagi. Trzeba jednak pamiętać o tym, że wbrew niektórym przekazom
. Zwłaszcza wobec powyższych faktów, które nie są znane opinii publicznej.