Polacy, patrząc ze zgrozą na plądrowane sklepy, palone samochody, obalane pomniki i zdemolowane miasta USA, myślą: nam to nie grozi. Bardzo by się chciało, żeby mieli rację – ale czy na pewno?
Nasze poczucie bezpieczeństwa budujemy na powszechnym przekonaniu, że w USA i zachodniej Europie mamy do czynienia ze skutkami napięć rasowych. A my przecież jesteśmy od tego problemu wolni – nie mieliśmy kolonii, nie sprowadzaliśmy z Afryki niewolników, nie mamy imigranckich przedmieść ani „no-go zones”.
Rzecz w tym, że fala ruchawek przewalająca się przez Amerykę i Europę nie jest wcale skutkiem napięć rasowych. One są tylko pretekstem. Istotną, choć niedostrzeganą wskazówką jest to, że zamieszki te wybuchają i przybierają największe rozmiary wcale nie tam, gdzie problemów z „rasizmem” kazałaby oczekiwać polityczna poprawność.
Źródło: DoRzeczy.pl
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.