Jak pan ocenia piątkową okładkę "Faktu", która wywołała burzę?
Po pierwsze, warto zadać sobie pytanie o zasięg czytelników tej gazety, a on jest niewielki. Po drugie, redakcja "Faktu" popełniła totalny nietakt, potwierdzając najgorsze teorie na temat jednostronnego angażowania się mediów w politykę. Media powinny być czynnikiem edukacyjnym dla społeczeństwa, kształtować opinię publiczną, ale nie zniekształcać jej. W moim przekonaniu "Fakt" wykluczył się z grona konstruktywnie pojmowanych mediów w świecie demokracji liberalnej, gdzie można dyskutować, ale nie można kopać poniżej pasa.
Powiedział pan, że zasięg "Faktu" jest niewielki, ale wydania papierowe to tylko część dystrybucji treści. Jest jeszcze internet.
Poprzez pryzmat woj. świętokrzyskiego, gdzie wykładam, mogę powiedzieć, jak to wygląda z perspektywy prowincji. Tutaj nie jest to gazeta powszechnie widywana w kioskach i czytywana. Ona może być popularniejsza w dużych miastach, ale tam stanowi jedynie potwierdzenie przekonań części mieszkańców. Myślę więc, że ta okładka stanowi tylko potwierdzenie słabej kondycji etycznej mediów w Polsce i odzwierciedla niski poziom dostosowania się do mechanizmów gry demokratycznej. Media raczej powinny budować konsensus niż rozbijać opinię publiczną. "Fakt" pokazał, że nie jest gazetą demokratycznego, liberalnego państwa.
Czy tego typu publikacje mają w ogóle wpływ na głosy wyborców? Jesteśmy już na finiszu kampanii, w momencie, w którym wszyscy są mocno okopani albo po stronie jednego albo drugiego kandydata.
Po pierwsze, nie można stosować takich metod i to w jakichkolwiek warunkach. Po drugie, rzeczywiście ma pan rację, że opinia w Polsce jest podzielona. Mamy dwa obozy, choć mimo wszystko jakiś przepływ wyborców między tymi obozami jeszcze jest. Sądzę, że publikacja "Faktu" może wpłynąć na jakąś maleńką grupkę osób wahających się, ale nie przesadzałbym z jej znaczeniem. Myślę, że przede wszystkim powinna dominować atmosfera potępienia tego typu mediów. To odniesie większy skutek, niż przekaz przez nie formułowany. Niestety, ale fundamentem mediów są dzisiaj pieniądze, a pieniądze mają swoje interesy.
Czy przed drugą turą wyborów mamy szansę na debatę między kandydatami?
Nie mamy i już tłumaczę, dlaczego. Jedną z głównych cech głęboko podzielonego polskiego społeczeństwa i polskiej klasy politycznej jest totalny i rosnący brak zaufania. Do tego dochodzą podzielone media, które stały się żołnierzami na froncie walki. W związku z tym, kto odważy się wejść na pole przeciwnika? Jeżeli debatę organizuje TVN, to wiadomo, że przeciwko Andrzejowi Dudzie stanie nie tylko konkurent, ale też redaktor prowadzący i tendencyjnie dobrane pytania. Plus jeszcze cała socjotechnika itp. Jeżeli Rafał Trzaskowski pójdzie na debatę do TVP, to będzie dokładnie tak samo, tylko w drugą stronę.
12 lipca wygra Andrzej Duda czy Rafał Trzaskowski? Sondaże raz pokazują lekką przewagę jednego, raz drugiego kandydata.
Zwracam uwagę, że sondażownie też są zaangażowane – może nie politycznie, ale finansowo. Natomiast analizując wyniki pierwszej tury i możliwości przepływu różnych grup wyborców, to typowanie wyniku wyborów jest rzeczywiście trudne do przewidzenia. Moim zdaniem kluczowe będzie to, czy wieś i małe miasteczka pójdą do urn w większym stopniu niż w pierwszej turze. Jeżeli ich zdolność mobilizacyjna będzie większa niż dużych miast, to stawiam na Dudę. Natomiast jeśli ta mobilizacja wsi i małych miasteczek się nie uda, wtedy Trzaskowski ma takie same szanse na zwycięstwo. I tyle, bo w tym momencie nie ma już innych argumentów na to, skąd zdobyć nowych wyborców. Najważniejsza będzie frekwencja.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.