Pewności dostarczył wywiad z Pawłem Lewandowskim, wiceministrem… Dziedzictwa Narodowego, który potwierdził plany wysadzenia mostu na potrzeby filmu. Minister argumentował, że to nie zabytek, choć w rejestrze figuruje jako takowy, że właściwie to już jest rupieć i złom, że go wysadzą ekologicznie i w końcu, że most zostanie odbudowany. Co prawda zająknął się, że to będzie finansowane z przesunięcia innych budżetów kolejowych, w których Amerykanie będą tylko „partycypować”. Ale po stronie amerykańskiej nie jest to Paramount Pictures, ale specjalnie do tego powołana polska firemka „Alex Stern”, która może się jutro wywalić, zamiast zapłacić ze 40 milionów za odtworzenie mostu. Za część tej kwoty w technologii Hollywood to można sobie wygenerować cyfrowo rozwalenie dowolnego mostu lub wybudować takąż atrapę i udatnie wywalić ją w powietrze.
Most jest unikatowy i nikt go nie odbuduje w technologii nitowej, której jest jednym z rzadszych przykładów na świecie. W dodatku most ma funkcje krajobrazowe, bo nie posiada żadnych filarów przesłaniających widok. Tak, że jeśli go już odbudujemy – jak widać – za swoje, to będzie to inny most, po którym i tak nic nie będzie jeździć dopóki PKP PLK nie przekaże całej trasy Kolejom Dolnośląskim. Co nie ma nic wspólnego z filmem, chyba, że chodzi o jakiś inny, polski horror katastroficzny jakim jest filozofia centralnego „psa ogrodnika” trzymającego w garści niszczejące tory, kiedy miejscowi chcą je przejąć, naprawić i puścić nimi pociągi.
Padł też argument od czapy, że to będzie.. promocja Polski i piękna regionu. Nie bardzo sobie wyobrażam jak wysadzenie zabytku na potrzeby filmu może rozpropagować turystycznie region. Chyba, że wśród piromanów czy talibów, ale nie wiem, czy o taką frakcję turystów nam chodzi. W dodatku argument jest od czapy do kwadratu, bo rzecz w filmie ma się dziać w… Szwajcarii, więc argumenty marketingu turystycznego dla bomberów będą co najwyżej zachęcać do wysadzenia jakiegoś mostu u Helwetów.
Powstał cały wielotysięczny ruch obrońców mostu i ciekawa akcja – „Ten se wysadź!” – skierowana do amerykańskich producentów proponujący im o wiele ciekawsze obiekty do wysadzenia, np. Most Brookliński w Nowym Jorku. Serwilizm ministerstwa, olewanie własnych zabytków, by się przypodobać (bo przecież mam nadzieję, że nie zarobić) międzynarodowym wytwórniom i znanemu aktorowi, pokazuje naszą mentalność kolonialnego Bantustanu. Przyjadą zachodni i sławni, dadzą parę paciorków a my im opchniemy nasz totem pradziadków, z którego i tak nie ma żadnego pożytku. W dodatku to nie nasz zabytek – to poniemieckie cudko techniki, nie nasze, tak jak „nasze” Ziemie Zachodnie – tylko od(wy?)zyskane. I będziemy dumni, jak z kręcenia we Wrocławiu filmu „Most szpiegów„, wybranego na lokalizację tylko dlatego, że stoją tam wciąż budynki wyglądające jak z odrapanego apogeum zimnej wojny. My – dumni z tego, że już tylko u nas można znaleźć takie ruiny.
Potem tłumy Polaków runą do kin zobaczyć film: „Patrz, patrz Franek, to nasz most, nasz!”. Bum! Ale czaaad… I przejdziemy do historii kina z ujęciem na 20 sekund. Nasza duma narodowa wyleci tam gdzie jest w tej chwili. W powietrze.
Tym razem chyba jednak o jeden most za daleko…
Wszystkie wpisy na blogu „Dziennik zarazy”.
Czytaj też:
Tom Cruise wysadzi most na Śląsku? Wiceminister: Ja bym się nie fiksował, że to jest zabytek
Czytaj też:
Cud techniki Jagiełły. Dzięki niemu wygrał pod Grunwaldem