Od 40 dni przebywa pan wraz z żoną na kwarantannie domowej. Jak to się stało, że wykryto u pana koronawirus i zalecono panu przebywanie w odosobnieniu?
W połowie lipca, po powrocie z pracy, źle się poczułem i położyłem się spać. Kiedy wieczorem zmierzyłem temperaturę, to niestety okazało się, że mam wysoką gorączkę. Natychmiast poinformowałem o tym fakcie mojego przełożonego i zgłosiłem niezdolność do pracy. Następne dnia otrzymałem telefon z pracy, w którym usłyszałem, że muszę zgłosić się na badanie, bo w przeciwnym wypadku nie mogę zostać zatrudniony. Udałem się na test do szpitala zakaźnego w Chorzowie i uzyskałem wynik dodatni.
Kto konkretnie skierował pana i żonę na kwarantannę?
Na kwarantannę zostaliśmy skierowani przez Sanepid w Rudzie Śląskiej. Ustalili to na podstawie dodatniego wyniku ze szpitala zakaźnego w Chorzowie.
Przebywa pan w zamknięciu wraz z małżonką bez informacji, kiedy możecie państwo wyjść z domu. Podobno dotyczy to nie tylko państwa. To prawda?
Dzięki mediom i grupom na Facebooku udało nam się nawiązać kontakt z kilkoma rodzinami w podobnej sytuacji. Każda prośba do sanepidu o pisemne wyniki to wojna. Wykonuje praktycznie 500 czy nawet 600 połączeń każdego dnia, żeby móc porozmawiać z kimkolwiek z sanepidu.
Czy kontaktował się pan z Rzecznikiem Praw Pacjenta w tej sprawie?
Rzecznik Praw Pacjenta powiedział nam, że jest bezradny i nic nie może zrobić. Odesłał nas kolejny raz do sanepidu.
Jak wyglądają kontrole policji, która sprawdza, czy podczas kwarantanny pozostaje pan w domu?
Z policją to jest w ogóle cyrk na kółkach.
Dlaczego?
Jesteśmy traktowania jak przestępcy, a nie osoby, które potencjalnie zachorowały w miejscu pracy. Zostałem wezwany do złożenia wyjaśnień, dlaczego 5 sierpnia policja nie mogła ze mną nawiązać kontaktu wzrokowego. Tego dnia żle się czułem i spałem. Kiedy policja zadzwoniła, żona odebrała telefon i pokazała im się w oknie. Policjanci zapytali, gdzie jest mąż, a żona zgodnie z prawdą odpowiedziała, że śpi. Kazali mnie obudzić i natychmiast podejść do okna. Odmówiłem. Mam wrażenie, że w momencie uzyskania dodatniego wyniku na COVID-19 straciłem wszystkie prawa człowieka, obywatela. To jest karygodne, żebym we własnym domu nie mógł spokojnie spać. Dodam także, że część patroli, która przyjeżdża nas kontrolować zachowuje się wzorowo i zawsze pyta, jak się czujemy i czy czegoś nam nie potrzeba. Nie chciałbym wszystkich wrzucać do jednego worka.
Skoro państwa kwarantanna trwa już tyle czasu, to pozostaje mi spytać: jak długo jeszcze?
Nawet o tym już nie myślimy. Nie wiemy, kiedy to się skończy. Nie wiemy, jakie będą wyniki kolejnych testów. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że nic nam nie dolega, więc tym bardziej ciężko jest nam zrozumieć, czemu jako zdrowi, młodzi, silni ludzie zostajemy zamknięci w domu i odbiera nam się możliwość pracy i normalnego życia?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.