Zagłada dziennikarstwa

Zagłada dziennikarstwa

Dodano: 
Wojciech Czuchnowski, dziennikarz "Gazety Wyborczej"
Wojciech Czuchnowski, dziennikarz "Gazety Wyborczej" Źródło: PAP / Wojciech Czuchnowski
Dziennik zarazy | Wpis nr 286 || Dziś po Wigilii dzień trawienny, jemy resztki, przyjmujemy gości albo sami się nimi stajemy. Czas już odsapnąć, bo zaraz ”święta, święta i po świętach”. Na końcu publikuję przepis na fenomenalne pierogi, które można potrenować niekoniecznie na Wigilię, bo już za późno, ale ja je robię co roku.

Tak czy siak rok się kończy i pora na powolne podsumowania. Tym razem udam się w nastrój mędzącego pryka, który zajmie się swoim ulubionym zajęciem, czyli narzekaniem. I to narzekaniem w stanie czystym, czyli pt. „jak to drzewiej fajnie bywało”. Będzie o zawodzie dziennikarza.

W mediach robię od prawie czterdziestu lat roku bez przerwy. Zacząłem od Radia Solidarność jeszcze w 1981 roku, potem radio i prasa podziemna w stanie wojennym. Nie chcę nawet wracać do ówczesnego etosu dziennikarza-amatora, co to tak bardzo chciał coś komuś od siebie powiedzieć, że ryzykował wolność i zdrowie. Za darmo. W tej sytuacji musiał to być imperatyw szczery, bo nikt (oprócz podstawionych kapusiów) nie narażałby się po to by kłamać czy manipulować. To wysoka poprzeczka startu, którą później spokojnie opuściłem w czasach III RP.

Bo zacząłem swoją karierę medialną od wielkiego dzwonu w 1993 roku jako wydawca w niemieckich holdingach prasowych. Wtedy etos dziennikarza, a właściwie jego status – przypomnę – zawodu społecznego zaufania, stał wysoko. Nie trzeba było już takiego zaangażowania jak w podziemiu, wystarczyło tylko fachowe i profesjonalne podejście. Dziennikarz był wtedy wynajętym przez czytelnika przewodnikiem po sprawach dla odbiorcy interesujących, który wraz z publicznością odkrywał rzeczy nieznane. I dla dziennikarza i dla odbiorcy.

Dziś brzmi to jak opowieść o Żelaznym Wilku, bo wszyscy przyzwyczailiśmy się do tego co jest już nagrobkiem umarłego dziennikarstwa. Bo dziś każdy dziennikarz musi przynależeć do jednego z dwóch politycznych plemion. Pół biedy, że pilnują tego sami odbiorcy, zamknięci w swoich kokonach, medialnych bańkach, w których wszystko ma być jasne, bez żadnych wątpliwości.

Gorzej, że tego porządku strzeże samo środowisko dziennikarzy. Nie dość, że plemienne redakcje nie tyle wysługują się politykom, ale wręcz antycypują ich działania i wolę, ba – doradzają następne kroki by dowalić politycznym wrogom. Do tego dziennikarze pilnują porządku we własnych szeregach. Kiedyś były takie czasy, że różni redaktorzy się znali, spotykali, dyskutowali, wspierali. Dziś podzielili się na dwie koterie, które, jeśli nawet zostanie wywalony z pracy ktoś z obozu przeciwnego, lub przejadą się właściciele po jakiejś redakcji, to nawet nie to, że się za kolegami nie ujmą – napiszą jeszcze paszkwil, żeby tym nieprawilnym więcej dowalili.

Widać to po erozji konkursu Grand Press, kiedyś dość prestiżowej nagrody – dziś emanacji całej degrengolady „środowiska”. Od dawna w nominacjach szło już na polityczną poprawność mainstreamu, ale kowid, jak zwykle, podostrzył sprawę. Wyszedł skandal. Po pierwsze nominowana i wybrana przez jury na zwycięzcę w kategorii „Wywiad” postać pani redaktor Beaty Lubieckiej wywołała takie kontrowersje w (znowu) „środowisku”, że postanowiono o nie wręczaniu nagrody w tej kategorii. Za co? Ano za wywiad z Margot, któremu (-ej?) dała się wygadać, zamiast przeprowadzić wywiad na kolanach. Tego mainstream nie mógł jej wybaczyć.

Co ciekawe jak co roku wybrano Dziennikarza Roku. Tytuł otrzymał Dariusz Rosiak za swój cykl „Raport o stanie świata”. W dyskursie w mediach o mediach pokazał się ciekawy wątek motywujący nagrodę, na serio. Otóż okazało się, że Rosiak mógł dostać nagrodę roku za ewenement tego rodzaju, że z jego twórczości nie można się domyśleć jakie ma poglądy polityczne. Co oznacza – nie można się domyśleć do którego z dwóch plemion należy. Z czego wniosek, że do któregoś musi (bo nie ma innych kosmosów niż PiS albo PO), ale jest na tyle cwany, że nie wiadomo do którego. To jest właśnie wykładnia dzisiejszego dziennikarstwa we własnym medialnym wykonaniu. Musisz gdzieś należeć, jak nieprawilnie przesłuchasz „naszego” to wont, a jak uprawiasz mimikrę to dostaniesz za to batona roku. Ja tam Rosiaka lubię słuchać, ale takie uzasadnienie wyróżnienia to dla niego obelga.

Mamy następnego złowionego niepoprawnego przez poprawnego dziennikarza. Redaktor Michał Kolonko z Rzeczpospolitej śmiał zrobić wywiad z prezesem Kaczyńskim. Zadał mu wiele trudnych pytań, na które najważniejszy polityk w Polsce odpowiedział. I już jest zarzut ze strony dziennikarzy, a zwłaszcza redaktora (Wyborczej, a jakże) Wojciecha Czuchnowskiego, że ten wywiad to skandal, że się z Kaczyńskim nie rozmawia, że trzeba protestować a nie relacjonować jego jadowite słowa i że Kolonko pewnie sobie robotę załatwił tym wywiadem.

Ja wiem, że dla wielu czytelników i redaktorów to powyższe to normalka. Bo ten „zawód społecznego zaufania” jest właśnie – zawodem. Społeczeństwo się zawiodło na dziennikarzach, ba, zaakceptowało ich nową rolę, zamiast przewodnika po ważnych sprawach – dzisiaj już tylko chorążego, trzymającego na czele plemiona flagę politycznego klanu. Nie możemy się przecież dowiedzieć co myśli Kaczyński – bo my to już wiemy. Dziennikarze nowej generacji nam wszystko wytłumaczą w pośrednictwie między naszą interpretacją świata a rzeczywistością.

Bo dzisiaj media nie są od informowania tylko od zaspokajania emocji. Emocji komfortu trwania we własnym plemieniu organizującym się wokół jedynej łże-wartości – nienawiści do medialnie wyznaczonego wroga.

PS. Obiecany przepis na pierogi.

Robimy ciasto jak na pączki. Wałkujemy jak do pierogów. Wyciskamy szklanką krążki. I tu dwa warianty – słodki i słony. Farsz słodki: masa makowa z bakaliami do ciasta lekko posłodzonego. Wersja słona: farsz z mieszaniny ugotowanego suszu grzybowego z cebulą, przyprawiony, do ciasta lekko posolonego. Po sklejeniu pierogów odstawiamy je, niech podrosną wraz z drożdżami. Po jakichś 15 minutach smażymy w głebokim oleju na patelni. Mają zbrązowieć jak pączki, Potem te z makiem posypujemy cukrem pudrem, te z grzybami lekko solą. Podajem jak najszybciej po wysmażeniu. Smacznego.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”

Czytaj też:
Kaczyński: Tego życzę wszystkim Polakom. Niezależnie od poglądów

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także