Nagrał kolegów z PiS. Teraz ujawnia kulisy: Byłem zastraszony

Nagrał kolegów z PiS. Teraz ujawnia kulisy: Byłem zastraszony

Dodano: 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Mateusz Marek
Wstępując do PiS kierowałem się ideą tej partii. Dla mnie jest to wstrząsające, że jeden z członków może mówić takie rzeczy, że wszyscy jesteśmy pazerni. To jest dla mnie bulwersujące, bo to znaczy, że ci panowie przyszli do polityki tylko w pewnym celu. W celu korzyści – powiedział w rozmowie z Onetem Radosław Łosiński, autor nagrania, które wstrząsnęło dolnośląskim PiS-em.

Łoziński zdradził powody, dla których zdecydował się nagrać swoich kolegów i ujawnienia rozmowy. Były już wałbrzyski działacz PiS zdradził, że rozmowa miała miejsce w marcu ubiegłego roku w gabinecie Bartłomieja Grzegorczyka i trwała ponad pół godziny. – To, co zostało opublikowane to nie jest całość – zastrzegł. Dopytywany, co zawiera pozostała cześć nagrania, odmówił odpowiedzi.

Łoziński: Byłem szykanowany i atakowany

Mówiąc o tym, jakie były okoliczności nagrania, Łoziński oświadczył, że był "szykanowany i atakowany" przez Bartłomieja Grzegorczyka i Janusza Czyża. – W dniu, kiedy doszło do nagrania, pan Grzegorczyk przyszedł do mojego biura (obie spółki mieszczą się w tym samym budynku na terenie wałbrzyskiej specjalnej strefy ekonomicznej – red.) i tonem rozkazującym powiedział, że mam przyjść do jego gabinetu, bo musimy poważnie porozmawiać. Domyślałem się o co chodzi, bo kilka dni wcześniej mieliśmy zebranie w biurze PiS, podczas którego podpisałem petycję do prezesa Jarosława Kaczyńskiego przeciwko temu, że pełnomocnikiem PiS w okręgu wałbrzyskim został ówczesny wicewojewoda dolnośląski Kamil Zieliński – relacjonował. Tłumacząc na czym polegały ataki na jego osobę, powiedział: "Cały czas mnie szykanowano za to, że nie jestem z nimi, że jestem od drugiej opcji. Mówili, żebym się zastanowił nad swoim zachowaniem, bo mogę stracić pracę, bo oni takich ludzi jak ja nie chcą i nie potrzebują".

Z relacji Łozińskiego wynika, że dyktafon włączył przed wejściem do gabinetu Grzegorczyka. Dlaczego się na to zdecydował? Jak przyznał, zrobił to na wszelki wypadek. – [...] bo skoro już wcześniej byłem przez niego i Czyża atakowany, to sądziłem, że teraz może być podobnie. Chciałem mieć dowód – dodał. – W trakcie spotkania zachowywałem się spokojnie. W moją stronę padały różne wulgaryzmy, szczególnie ze strony pana Czyża. Mówił, żebym nie prowokował, bo mnie zniszczą. Wymieniano panią Elżbietę Witek i Annę Zalewską, które też są związane z tą drugą opcją PiS-u. Próbowano mnie przekonać, żebym wycofał swój podpis przeciwko Zielińskiemu, bo wkrótce jedzie on do Michała, czyli wiadomo, że chodziło o Michała Dworczyka. Straszono mnie też tym, że jeden prezes dał mi pracę, a drugi może mnie jej pozbawić – mówił dalej.

Rozmówca Onetu przyznał, że czuł się zastraszony, ponieważ praca jest dla niego źródłem dochodu. – Mam na utrzymaniu rodzinę, wychowuję dzieci z niepełnosprawnościami, a partnerka jest po przeszczepie serca. Dla mnie praca to w tej chwili najwyższa wartość. Dlatego takie groźby mocno mnie wystraszyły – powiedział.

Dlaczego ujawnił nagranie?

Łoziński ostatecznie nie wycofał swojego podpisu. Nagrani rozmówcy zostali zawieszeni w prawach członka PiS. Dlaczego więc zdecydował się ujawnić nagranie? Polityk wyjaśnił, że zawieszenie to było fikcyjne, bo zwrówno Czyż jak i Grzegorczyk wciąż przewijali się przez biuro PiS i wciąż pełnią swoje funkcje.

– Myślałem, że po tym rzekomym zawieszeniu Grzegorczyka i Czyża, sprawa się uspokoi. Ale ona nie ucichła. Ci panowie cały czas docinali mi, że jestem przeciwko nim i że nie przeszedłem na ich stronę. Czarę goryczy przelało jednak to, że otrzymałem powiadomienie z prokuratury, że przeciwko mnie jest prowadzone postępowanie złożone przez Czyża i Grzegorczyka. Z zawiadomienia wynikało, że groziłem im oraz że szkalowałem ich dobre imię – tłumaczył. Łoziński podkreślił, że nie wie o jakie groźby chodzi, jednak po informacji że grożą mu zarzuty karne postanowił ujawnić nagranie, aby pokazać, że to on jest ofiarą tych panów, a nie odwrotnie. – Nie mogłem się stać ofiarą bezprawnych działań tych panów. Nikomu nie wyrządziłem krzywdy, nikogo nie straszyłem i nikomu nie groziłem – podkreślił.

Afera taśmowa w dolnośląskim PiS

Przypomnijmy, że powodem konfliktu w wałbrzyskim PiS-sie było przejęcie władzy w regionie przez Kamila Zielińskiego, uważanego za człowieka szefa KPRM Michała Dworczyka. Część działaczy sprzeciwiła się tej kandydaturze i skierowała petycję do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Na ujawnionym nagraniu słyszymy, jak Bartłomiej Grzegorczyk (były doradca wicewojewody) i Janusz Czyż (ojczym Kamila Zielińskiego) przekonywali Radosława Łozińskiego (autora nagrania), aby ten usunął swój podpis pod petycją przeciwko Zielińskiemu.

– Nie prowokuj, bo, k…, człowieku, zniszczą cię. Nie działaj przeciwko, stań sobie, k…, grzecznie z boku – mówili politycy do Łozińskiego.

– Czego ty człowieku, k…, prowokujesz – mówił Czyż. – Ja doceniam, że jesteś odważny chłop i nie spier… jak reszta, ale nie prowokuj, bo, k…, człowieku, zniszczą cię. Nie działaj przeciwko, stań sobie, k…, grzecznie z boku. Podpisałeś petycję, k…, a po co, do czego, 10 osób was podpisze na 100? (…) i później do kogo się będą przypie…... – ostrzegał. – Jeden dał ci pracę, drugi może ci ją odebrać – dodawał Grzegorczyk.

W związku z ujawnionym nagraniem prezes Jarosław Kaczyński rozwiązał struktury partyjne Prawa i Sprawiedliwości w Wałbrzychu. Podjął też decyzję o wykluczeniu wszystkich członków partii w tym mieście.

Czytaj też:
Afera taśmowa w dolnośląskim PiS. Radykalna decyzja Kaczyńskiego

Źródło: Onet.pl
Czytaj także