Dziennik napisał, że aby zdobyć dziesiątki milionów złotych państwowej dotacji, wrocławski biznesmen Radek Tadajewski miał szukać wsparcia Akademii Sztuki Wojennej i Ministerstwa Obrony Narodowej. W nawiązywaniu kontaktów miał mu pomagać Bartłomiej Misiewicz, były bliski współpracownik Antoniego Macierewicza, szef jego gabinetu politycznego i były rzecznik MON.
Według "Gazety Wyborczej", Misiewicz nie pomagał Tadejewskiemu za darmo. Na koniec listopada i grudnia 2017 r. oraz stycznia 2018 r. miał wysłać biznesmenowi fakturę. Każda z nich miała opiewać na 6 tys. zł.
Misiewicz odpowiada "Gazecie Wyborczej"
Na artykuł w "GW" Misiewicz zareagował w mediach społecznościowych. Oświadczył, że "mamy do czynienia z kolejnym przeciekiem z toczącego się postępowania". "Jedno śledztwo już się toczy w sprawie medialnych, notabene nieprawdziwych w swojej istocie przecieków. Co ciekawe mam w tym śledztwie status pokrzywdzonego, A O DZIWO Prokuratura w Krośnie, która je prowadzi, przesłuchiwała w nim... moich obrońców" – napisał były rzecznik MON.
Zapowiedział złożenie do prokuratora generalnego kolejnego zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, gdyż – jak stwierdził – "mam wrażenie, że materiały niejawne, operacyjne, z inwigilacji, w ramach śledztwa przygotowawczego Prokuratury w Tarnobrzegu nie powinny znajdować się w mediach...?". "Sugeruję, żeby dzisiejsze zawiadomienie dać do rozpatrzenia kolejnej "apolitycznej" prokuraturze, np. z Pcimia..." – dodał.
Będzie pozew?
"Nigdy nie brałem żadnych pieniędzy od nikogo za kontaktowanie kogokolwiek z kimkolwiek z MON lub Wojska Polskiego lub innych instytucji, za taką tezę Gazeta Wyborcza i inne powielające to kłamstwo media otrzymają pozew sądowy" – zapowiedział Misiewicz.
Były rzecznik MON jest już poza polityką. W kwietniu 2017 r. został zawieszony w prawach członka PiS przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego, a następnie sam odszedł z partii. Dziś firmuje swoim nazwiskiem wódkę "Misiewiczówkę".
Czytaj też:
Misiewicz rusza z nowym biznesem