Co rok pod koniec czerwca w domu zaczynała się mobilizacja. Przygotowanie do wakacji. Wyjmowano walizki i tzw. bajbok, czyli wojskowy wór, do którego ładowano rzeczy. Wyprawiałam się z mamą do Warszawy, żeby kupić tzw. letnią sukienkę i kostium kąpielowy. Wyjazd z Milanówka był przeżyciem – wielkie, ruchliwe miasto trochę mnie przerażało, choć wtedy Warszawa była jeszcze pełna ruin i parterowa, z zabudowaną barakami Marszałkowską i niewielkim ruchem samochodowym. Przyjeżdżałyśmy kolejką EKD, wysiadało się na Nowogrodzkiej, potem tramwajem Alejami do centrum. Kolejka (dzisiaj WKD) w latach 50. miała jeszcze przedwojenne wagony żółto-niebieskie, drewniane ławki i mosiężne lśniące okucia. Jazda trwała długo, ale zawsze miałyśmy miejsce siedzące, bo Milanówek był stacją początkową.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.