• Piotr GabryelAutor:Piotr Gabryel

Być jak Czesi

Dodano: 
Mateusz Morawiecki, wicepremier, minister finansów i rozwoju
Mateusz Morawiecki, wicepremier, minister finansów i rozwoju Źródło: PAP/Jacek Turczyk
W 2016 r. Czechy zanotowały nadwyżkę budżetową, czyli wydały z państwowej kasy mniej, niż do niej wpłynęło. I to aż o nieco ponad 60 mld koron, czyli niemal 10 mld zł.

Dzięki osiągnięciu tego imponującego rezultatu nasz południowy sąsiad dołączył do elitarnego grona tych państw UE, które w trosce o swą przyszłość ostatnio przestały się zadłużać. Jako że nie jest wiedzą tajemną, które europejskie narody traktują swe państwo naprawdę poważnie, ani trochę nie dziwi, że do grona tego należą Niemcy (nadwyżki w latach 2014 i 2015), Estonia (2014 i 2015), Luksemburg (2014 i 2015) oraz Dania (2014); brakuje na razie zestawienia salda budżetów tych państw za rok 2016.

Czesi zamierzają przeznaczyć swą nadwyżkę na zniwelowanie planowanego w 2017 r. deficytu w wysokości 60 mld koron, czyli ponowne zrównoważenie budżetu państwa, albo na zredukowanie swego długu publicznego, który wynosi 34 proc. PKB.

W tym samym czasie, gdy Czesi oszczędzają, Polska zadłuża się na potęgę, i to w sytuacji, gdy nasz dług w 2015 r. znowu przebił niebezpieczną barierę 50 proc. PKB (a pod koniec 2016 r. – prawdopodobnie 52 proc.). Znowu, bo przecież w 2013 r. przekroczył już 57 proc. PKB (i to wyłącznie jawny dług publiczny, albowiem licząc razem z ukrytym, czyli zobowiązaniami wobec emerytów, zadłużenie Polski wynosiło – i wynosi – grubo ponad 200 proc. PKB!). I to zagrabienie w 2014 r. 150 mld zł oszczędności przyszłych emerytów z ich kont w OFE, które spowodowało obniżenie poziomu długu w stosunku do PKB o 9 punktów procentowych (do 48 proc. PKB), uchroniło wówczas rząd Tuska przed nadchodzącą, wynikającą z postanowień prawa koniecznością zrównoważenia budżetu Polski.

Niestety, po tamtej, trwającej nieprzerwanie osiem lat, wprost obłąkańczej strategii rządów PO i PSL, które podwoiły dług Polski z 0,5 bln do 1 bln zł (wliczając w to 150 mld zł zagrabione z OFE), rząd PiS też niezbyt się kwapi do wyprowadzenia Polski z samobójczej zadłużeniowej spirali. Z jednej strony bowiem znacznie lepiej od poprzedników radzi sobie z domykaniem luki podatkowej, czyli pozyskiwaniem dla budżetu należnych mu dochodów, a i deficyt budżetowy w 2016 r. był sporo niższy od planowanego, z drugiej jednak nie zrezygnował z realizacji takich, kosztownych dla kasy państwa, obietnic, jak obniżenie wieku emerytalnego.

Licznik długu publicznego – tego jawnego i zarazem tego ukrytego – bije więc nieustannie. Wiele wskazuje na to, że tzw. próg ostrożnościowy, na poziomie 55 proc. PKB, nasz jawny dług publiczny przekroczy w 2018 r., natomiast wskazany w konstytucji – wskazany jako niedopuszczalny – poziom 60 proc. PKB – dwa lub trzy lata później. A więc już w 2020 lub w 2021 r. I co wtedy? Zmienimy konstytucję, by – na własną zgubę – zadłużać się dalej?

Cały felieton dostępny jest w 3/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także