Zaczęło się jak u Hitchcocka. Najpierw trzęsienie ziemi, a później napięcie tylko rosło. I rośnie nadal. Choć zamiast straszniej, robi się momentami coraz bardziej groteskowo. „Podłe sponiewieranie pracownika”, „zajadła mściwość”, „głupota”, „czasy PiS-owskiej opresji”, „opluskwianie adwersarzy”, „łajdak i kanalia, pazerna na pieniądze”, „chwyty z czarnej propagandy, znane z Marca ’68”, „seanse nienawiści", „podłe metody”, „pożyteczni idioci”, „niszczyciele”, „kłamstwa i manipulacje”, „lizusostwo”, „traktowanie jak śmiecia”, „dezinformacja i insynuacja”, „obrzucanie błotem” – wszystkie te sformułowania pochodzą z kilku ostatnich oświadczeń „Gazety Wyborczej” w ramach otwartej wojny, którą prowadzi kierownictwo redakcji ze swoim wydawcą, czyli spółką Agora. Jak doszło do tego, że zwykły spór wewnątrz korporacji – jak się zdawało – przeszedł w fazę wojny atomowej, wizerunkowo dewastującej dla obu stron, do tego prowadzonej przy podniesionej kurtynie?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.