Po rozpadzie ZSRS Polska jako pierwsza uznała niepodległość Ukrainy, zaskakując w pewnym sensie tym faktem samych Ukraińców, którzy liczyli, że zaszczyt ten przypadnie Kanadzie (gdzie żyje niezwykle wpływowa mniejszość ukraińska). W Polsce zapanowało przekonanie, że rozliczenia historyczne trzeba zacząć od siebie, a następnie poczekać, aż urzeczeni tym Ukraińcy sami przyznają własną winę za Wołyń. (...)
Debata w Polsce na temat naszych relacji z Ukrainą nabrała nowego wymiaru po wybuchu wojny na wschodzie Ukrainy. Pojawiły się głosy, że w nowych okolicznościach nie należy kruszyć kopii o sprawy historyczne. Tłumaczono to po pierwsze względami moralnymi, po drugie pragmatycznymi. Z moralnego punktu widzenia nie wypada „wbijać noża w plecy” Ukrainie, gdy ta heroicznie walczy o swoją niepodległość i nie ma głowy do zajmowania się przeszłością. Natomiast pragmatyzm każe odłożyć na bok spór o Wołyń w obliczu wspólnego zagrożenia rosyjskim imperializmem. Jednak na pragmatyzm powołują się także ci liderzy opinii, którzy uważają, że daleko posunięta pomoc dla Ukrainy to niepotrzebne drażnienie Rosji.
W dyskusji udział wzięli także publicyści „Do Rzeczy”. (...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.