• Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Kolaż Warzechy

Dodano: 
Kolaż Warzechy
Kolaż Warzechy Źródło: DoRzeczy.pl / PAP
Dywizje wirtualne nie mają jeszcze tak wielkiego znaczenia, jak te rzeczywiste, ale mają coraz większe. I pod tym względem Antoni Macierewicz na pewno nie jest politykiem najbardziej rozbrojonym. Gdy bowiem nastąpiło przesilenie wokół Bartłomieja Misiewicza – a faktycznie wokół samego Macierewicza – w mediach społecznościowych natychmiast podniosło się larum.

Przekaz dnia był dość jednolity: dawne WSI chce dopaść Najlepszego Ministra w Dziejach Państwa Polskiego (NMwDPP). Niektórzy, jak choćby słynny bloger Ścios (nie jest to nazwisko prawdziwe) niemal wprost stwierdzali, że szef MON pada ofiarą Wielkiego Spisku, do którego należy cała wierchuszka PiS. No bo skoro wierchuszka ta uległa wrażym mediom… A głupia przecież nie jest. Czyli musi sama być częścią Wielkiej Ubeckiej Kombinacji.

W tym wszystkim zabrakło mi wyjaśnienia jednej kwestii. Spiskowcy – zdaniem fanów pana ministra – uderzają w niego za pomocą Misiewicza, którego tenże minister zawzięcie promował, chronił i bronił, dostarczając w ten sposób spiskowcom amunicji przeciwko sobie. Jaki z tego trzeba wysnuć wniosek? Ano taki, że sam Antoni Macierewicz jest zamieszany w spisek przeciwko sobie. A to już wyższa szkoła jazdy. Można to porównać jedynie z sytuacją, gdy swego czasu przez kilka miesięcy schyłkowy Marek Belka, będąc premierem, był zarazem członkiem ugrupowania opozycyjnego wobec własnego gabinetu.

***

W Warszawie ruszają ponownie fotoradary, wyłączone ponad rok temu wraz nowelizacją prawa, która odebrała strażom gminnym prawo do kontroli prędkości (bardzo słusznie). Wspominałem niedawno, że zachwycona Giewu napisała, iż od momentu wyłączenia urządzeń kontrolnych zrobiło się mniej bezpiecznie. Ale miało to polegać wyłącznie na tym, że kierowcy jeżdżą szybciej w miejscach, gdzie kiedyś jeździli wolniej, a nie na tym, że w tych miejscach wzrosła liczba wypadków. Czy wzrosła – Giewu nie wspomniała.

Napisałem więc do Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym, które będzie operatorem fotoradarów, z pytaniem, czy przeprowadzono analizy zagrożeń w miejscach, gdzie stoją urządzenia. Dostałem następującą odpowiedź:

„Uprzejmie informuję, że Główny Inspektorat Transportu Drogowego nie zlecał oraz nie prowadził badań, które miałyby na celu sprawdzenie, czy po zmianie przepisów, które w nowym brzmieniu odbierały Strażom Miejskim uprawnienia do wykorzystywania urządzeń rejestrujących (w tym fotoradarów), uległ zmianie stan bezpieczeństwa ruchu drogowego, w tym liczba zdarzeń drogowych zaistniałych obszarze oddziaływania tych urządzeń.

Jednocześnie informuję, że przedmiotowa kwestia była przedmiotem analizy badaczy z Instytutu Transportu Samochodowego”.

Wspomniana analiza nie mówi jednak nic o liczbie wypadków – stwierdza tylko, że kierowcy jeżdżą szybciej. Powstaje nawet niecne podejrzenie, że jeżdżą szybciej, a nic złego z tego nie wynika.

A teraz przetłumaczmy to wszystko na język polski: nikt nie dowiódł, że wyłączenie fotoradarów zaowocowało większą liczbą wypadków w tych miejscach, ale mimo to zostaną ponownie włączone. Dlaczego? Kasa, misiu, kasa.

***

Faktycznym fundatorem Uniwersytetu Jagiellońskiego był Władysław Jagiełło, zaś po „pierwszym” uniwersytecie, tym z 1364 roku, niemal nic nie zostało. Natomiast rywalizacja pomiędzy uczelniami na wolnym rynku edukacyjnym była niezmiernie zacięta, w szczególności odkąd swoje szkoły zaczęli zakładać w Polsce jezuici.

Nie miałbym o tym wszystkim większego pojęcia, gdyby nie to, że dzięki szczęśliwemu trafowi miałem jakiś czas temu okazję poznać dyrektora Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesora Krzysztofa Stopkę. Podczas wizyty w Krakowie pan profesor był tak miły, że zaoferował mi zwiedzenie Collegium Maius w swoim towarzystwie jako przewodnika. I tak się stało – bez przesady mogę powiedzieć, że obejrzałem muzeum od dachu po piwnicę (całkiem dosłownie). Jako amator muzeów wszelkiego rodzaju, stwierdzam: warto było. Ale jeśli ruszać do Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, to jednak zaopatrzywszy się w pewien zasób wiedzy na jego temat, nie tylko na temat samego uniwersytetu. W przeciwnym wypadku możemy nie do końca zrozumieć, w jakim miejscu jesteśmy.

Ważne są trzy wątki.

Pierwszy – że założenie uniwersytetu przez Kazimierza Wielkiego zapewniło mu podstawę prawną w postaci papieskiej bulli, ale niewiele więcej. Za faktycznego fundatora powinien być uznawany Władysław Jagiełło. Działa tu ten sam mechanizm, który znamy i z czasów współczesnych: najbardziej zasłużony jest ten, kto daje pieniądze. A pieniądze dał właśnie pierwszy z Jagiellonów w roku 1400.

Wątek drugi – edukacja uniwersytecka działała już w późnym średniowieczu w warunkach wolnorynkowej rywalizacji, choć konkurencja w regionie nie była jeszcze mocna. O studentów trzeba było już jednak walczyć. Profesor Stopka wskazuje, że Uniwersytetowi Jagiellońskiemu bardzo musiała się przysłużyć reformacja, w wyniku której do Czech, a więc i do Pragi, zawitał husytyzm, a z tamtejszego uniwersytetu zaczęli uciekać katoliccy studenci. Trafiali do Krakowa, podobnie jak uczniowie z północnych Węgier, gdzie mimo wysiłków między innymi króla Macieja Korwina założenie uniwersytetu się nie powiodło.

Ważny był piar, szczególnie od momentu, gdy za sprawą kontrreformacji swoje szkoły zaczęli fundować jezuici, szczególnie z tego powodu przez profesorów i studentów UJ nielubiani. Do tego stopnia, że między studentami Uniwersytetu Jagiellońskiego a uczniami kolegium jezuickiego dochodziło w Krakowie do regularnych bitek.

Aby podkreślić królewski charakter uczelni, jeden z jej profesorów, szczególnie pilnie studiujący historię swojej alma mater, w XVII wieku ufundował tablicę, mówiącą o tym właśnie – dziś można ją oglądać na dziedzińcu Collegium Maius.

Za piarowe przedsięwzięcie można też uznać dążenie do beatyfikacji, a potem kanonizacji Jana z Kęt, czyli Jana Kantego. UJ chciał mieć po prostu swojego świętego, co było ważne zwłaszcza w rywalizacji z zakonem jezuitów. Ostatecznie Jan Kanty został świętym dopiero w 1767 r., raptem na sześć lat przed kasatą zakonu jezuitów, która – powiedzmy szczerze – niespecjalnie zmartwiła wykładowców UJ.

Wątek trzeci, bardzo istotny: muzeum to autorski twór wielkiego oryginała, historyka sztuki Karola Estreichera młodszego. I tak trzeba je oglądać: nie oczekujmy, że zobaczymy oryginalne wyposażenie w oryginalnych wnętrzach. Oglądamy raczej wizję twórcy muzeum, uruchomionego w 1964 r. Ale – inaczej niż choćby na Zamku Wawelskim – jest to wizja spójna i przekonująca, która nie potrzebuje nowoczesnych multimedialnych ulepszeń. Fascynująca historia tworzenia Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego przez Estreichera pokazuje, że wybitne jednostki mają prawo być nieco… hm… ekscentryczne.

***

Gdzie w Giewu szukać najbardziej kuriozalnych tekstów? Dla każdego konesera to jasne: w dziale felietonów i opinii. Trafiłem tam ostatnio na prawdziwą perełkę, autorstwa niejakiego Ziemowita Szczerka, laureata Paszportu „Polityki”. Piszę „niejakiego”, gdyż dżentelmena nie kojarzę, ale w kręgach bardziej obytych jest na pewno doskonale znany.

Oto lid tekstu: „Klepisko, szosa, a na niej SUV-y. Jechałem sobie na Jurę i myślałem, że droga 94 i to, co wzdłuż niej wyrosło, lepiej niż wszyscy socjolodzy tłumaczy, dlaczego teraz klasa średnia musi wysyłać sobie bezsilnie memy z Macierewiczem i Misiewiczem”.

Zaintrygowany zacząłem zgłębiać strumień świadomości pana Szczerka i przyznaję, że było to trudniejsze niż nadążenie za wątkami „Ulissesa” Joyce’a. Rozumowanie idzie mniej więcej tak: na drodze numer 94 nie ma chodników ani ścieżek rowerowych, więc biedna klasa średnia na rowerach musi ryzykować, jadąc jezdnią, a to wszystko przez straszny liberalny kapitalizm, którym klasa średnia była zafascynowana, a teraz musi sobie wysyłać memy z Macierewiczem i Misiewiczem, bo nic innego nie może zrobić.

Proszę mnie nie pytać, jaki związek ma istnienie gdzieś w Polsce drogi bez chodników (za których istnienie bądź nieistnienie odpowiadają zresztą samorządy) z klasą średnią, to z kolei z liberalnym kapitalizmem, a to wszystko do kupy z Macierewiczem i Misiewiczem. Pytania proszę kierować bezpośrednio do pana Szczerka. Nadmienię tylko, że nakładem Agory ma się wkrótce ukazać zapis jego podróży po krajach Europy Środkowej. Liczę, że będzie równie przenikliwy.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także