Geneza pewnej mistyfikacji
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Geneza pewnej mistyfikacji

Dodano: 
Krew na naszych rękach
Krew na naszych rękach
Kiedy Joanna Siedlecka kilka tygodni temu opowiedziała mi o tym, jak jeden z teatrów próbuje ożywić mit „Malowanego ptaka” Jerzego Kosińskiego, myślałem, że się przesłyszałem.

Jak to? Czy to możliwe, żeby dziś, kiedy dzięki jej żmudnej i odważnej pracy reporterskiej powszechnie wiadomo, że opowieści Kosińskiego były jedną wielką mistyfikacją, czy to możliwe – powtarzam – żeby ktoś próbował je traktować poważnie? Czy naprawdę można sobie wyobrazić, żeby zmyślone wspomnienia miały posłużyć jako miara i punkt odniesienia? A co powiedzieć o tym, że na podstawie tego samego zafałszowanego źródła ma powstać, ba, już powstaje, pełnometrażowy film?

Właściwie nie powinienem się dziwić. Sam przecież całkiem niedawno starałem się pokazać, na czym polega zjawisko religii Holokaustu, dlaczego ów bałwochwalczy kult się rozwija i skąd czerpie swą siłę. Wskazałem cztery główne filary owej wiary – przekonanie o absolutnej wyjątkowości Holokaustu, wiarę w absolutną (większą niż innych) niewinność Żydów, przeświadczenie, że w zbrodni uczestniczyły wszystkie narody i że pierwotnym źródłem morderczej nienawiści było skażenie w zarodku religii chrześcijańskiej. Tak rozumiany holokaustianizm, swoista dogmatyczna pseudoreligia lub ideologia, od lat dominuje już w życiu umysłowym Zachodu. Jego wyznawcami są profesorowie historii, pisarze, publicyści, intelektualiści i wszelkiej maści artyści, postępowcy oraz liberałowie. Z pewnością nie są to tylko Żydzi – niektóre, bardziej tradycyjne środowiska żydowskie są do tej nowej religii nastawione sceptycznie i krytycznie. Nie. Jej głównym kołem zamachowym, głównym źródłem popularności i potęgi jest lewicowa ideologia, która w holokaustianizmie znalazła idealny wręcz instrument do oskarżenia, podważenia, zniszczenia dziedzictwa Europy, jej chrześcijańskiej tradycji.

Trudno nie zauważyć, że dla tej holokaustiańskiej ideologii czymś szczególnie trudnym do zniesienia są polskie cierpienie i polska martyrologia. Z kilku powodów. Po pierwsze, skala cierpień Polaków, choć mniejsza niż żydowska, też była ogromna. Po drugie, ludobójstwo Polaków zaczęło się wcześniej niż Żydów oraz w podobnym stopniu uczestniczyły w nim oba totalitarne reżimy – tak sowiecka Rosja, jak hitlerowskie Niemcy. Polacy są ofiarą niewygodną jeszcze z jednego powodu – w zdecydowanej większości byli katolikami, a przecież według ideologii holokaustiańskiej katolicy z definicji powinni należeć do kategorii sprawców. I rzecz dla wyznawców najbardziej bolesna – wiele polskich ofiar zginęło za sprawą żydowskich komunistów, szczególnie po 1945 r., co nijak nie mieści się w obrębie dogmatów holokaustiańskich.

Z tych właśnie powodów lewicowi ideolodzy wkładają tyle wysiłku, żeby Polakom wmówić winę. Jest to idea tak ważna i tak szczytna, że dla jej realizacji można posłużyć się wszystkimi środkami. Jeśli trzeba, to zmistyfikowanymi wspomnieniami. Albo – rzecz nie mniej szokująca, której dokonał „El País” – spisem morderców z Auschwitz, którego publikacja przez IPN ma być dowodem na… chęć ukrycia polskiej winy i tłumienia wyrzutów sumienia.

Cały artykuł opublikowany jest w 17-18/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także